Quantcast
Channel: józef gąsior – 3obieg.pl – Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego.
Viewing all 66 articles
Browse latest View live

Sędzia Wojciech Głowacki ochraniał gliwickiego lichwiarza? (2)

$
0
0

13.

Przyglądnijmy się bliżej biznesowi Józefa Gąsiora i Mirosława Ewiaka. Tym razem trop wiedzie nas do nieodległego od Gliwic Rybnika.
Miasta, w którym za czasów komuny Józef Gąsior ponoć pełnił służbę jako funkcjonariusz (niezbyt wysokiego stopnia, ale jednak) SB.
Czy z tych czasów datuje się jego znajomość z gliwickim prokuratorem Damianem Sztachelką, o której (zbyt) często napomyka?
Niepozorny oddział PROSPER – BANKU, dzisiaj wchodzący w skład Banku Zachodniego WBK SA w końcu lat 1990 spółce cywilnej Józefa Gąsiora i Mirosława Ewiaka, szumnie nazywającej się Biuro Brokera Finansowego „CARBOTECH POLAND” s.c. udzielił kredytu dyskontowego. Broker przedstawił weksle własne firmy MIKAMA SA.
W sumie było ich pięć, każdy po 100.000- zł!
Blisko pół miliona złotych prawie dwadzieścia lat temu stanowiło olbrzymią fortunę. Jednak, gdy nadszedł termin wykupu weksli przez MIKAMĘ, okazało się, że nici z tego. Firma nie uznała weksli za swoje, w związku z czym bank zwrócił się do wspólników o zwrot wypłaconych wcześniej pieniędzy.
9 czerwca 2000 r., a więc znowu tuż przed wyjazdem w ostatnią podróż przez Mirosława, została zawarta umowa o restrukturyzację spłaty zadłużenia powstałego z tego właśnie tytułu.
Ewiak i Gąsior do spłacenia mieli, bagatela, „tylko” 516.671,34 zł!
Kto stał, po stronie banku, za tą transakcją?
Jaskółki, które przesiadują za oknami niejednej firmy i niejednego mieszkania mówią, że ta sama osoba, która praktycznie w tym samym czasie uruchamiała kredyty dla mafii paliwowej, reprezentowanej również przez mieszkańca Gliwic, Wiesława S., a po wyjściu z więzienia udzielała porad na jednym z finansowych forów (opłacanych, rzecz jasna, przez tego samego Wiesława), czerpiąc z tego tytułu pokaźne tantiemy. Inna sprawa, że czasem bywała skuteczna.

14.

To jednak nie jedyne wyłudzenie, przybierające pozór „dyskonta weksli”. Kolejny poszkodowany bank to BPH w Mysłowicach. Dnia 13 marca 2001 roku Sąd Okręgowy w Katowicach nadał nakazowi zapłaty z dnia 19 stycznia 2001 r. (sgn XIV Ng 1173/00/14) klauzulę wykonalności. Tym razem kwota uzyskana z „dyskonta” weksli wynosiła 2.103.360,- zł!
Ponad dwa miliony złotych!!
Czy dyskontowanie praktycznie nieistniejących weksli to był taki know-how Gąsiora i Ewiaka w owym czasie?
Niestety, nie tylko w owym. Spłacone, lub czasem fałszywe weksle służyły wyłudzaniu kolejnych kwot Kaziewiczowi i Gąsiorowi w późniejszym czasie (do 2013 r. włącznie!). Do tego tematu wrócimy w następnej części.

15.

20090809_Parowóz_Ol49_na_stacji_Stęszew

I wreszcie koniec historii „biznesu” kryminalisty Józefa Gąsiora. 14 lutego 2000 roku Sąd Okręgowy w Katowicach, XIV Wydział Gospodarczy, orzekł, że pozwani Józef Gąsior i Mirosław Ewiak powinni solidarnie uiścić na rzecz Polskich Kolei Państwowych kwotę 724.736,06 zł (sgn XIV GC 2059/99/4).

16.

PKP_SA_Logo

Udając się w ostatnią podróż życia Mirosław Ewiak był więc dłużnikiem:
1. Prosper Banku na kwotę 516.671,34 zł;
2. BPH SA na kwotę 2.103.360,– zł;
3. PKP na kwotę 724.736,06 zł.

Razem: 3.344.767,40

Trzy miliony trzysta czterdzieści cztery tysiące siedemset sześćdziesiąt siedem 40/100 zł.

Do tego za niedługo przybyły kolejne trzy miliony za „Krokodyla”.

17.

Przeliczmy na minimalną płacę. W 2000 roku wynosiła ona 700,- zł brutto. Tak więc zadłużenie wynosiło równowartość 4778,238 minimalnych płac.
Licząc dzisiaj byłoby to 8.027.441,80 zł.
Od 1 stycznia 2015 roku jeszcze więcej – 8.361.918,50 zł (zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 11 września 2014 r. w sprawie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2015 r.).

18.

Ewiakowi i Gąsiorowi groził co najmniej komornik. Oczywiste jest, że łącznie posiadane przez nich majątki nie sięgały nawet 5% zadłużenia wyliczonego na podstawie prawomocnych wyroków sądowych przedstawionych powyżej.
Powstaje pytanie, co stało się z tą kasą?
Czy „drzemie” na anonimowym koncie gdzieś w Luksemburgu?
Ale minęło tyle lat, że już dawno pieniądze te ujrzałyby światło dzienne!
Tymczasem Mirosław Ewiak nie dawał znaku życia tak bardzo, że w końcu został uznany prawomocnym orzeczeniem polskiego sądu za zmarłego w 2012 roku (26 października 2012 roku Sąd Rejonowy w Gliwicach wydał postanowienie (I Ns 964/11) uznające Mirka za zmarłego równo o godzinie 24 dnia 16 czerwca 2000 roku.).
Józef Gąsior z kolei za wszelką cenę łapie ochłapy, jakie pozostały mu z tamtych czasów. Tym razem na syna, a wszystko w oparciu o byłego referenta, który w ciągu kilkunastu lat stał się znany w gliwickim półświatku jako “Spaślak”, niedoszłego adwokata Grzegorza Kaziewicza.

19.

Ponad rok temu (18 sierpnia 2013 r.) pisałem o Wojciechu Głowackim, zatrudnionym jako sędzia w gliwickim Sądzie Rejonowym.

http://3obieg.pl/sedzia-cokolwiek-sponsorowany
Okazało się, że tuż przed ostatecznym odwołaniem Grzegorza Kaziewicza z funkcji prezesa SILESIA sp. z o.o. zawarł on umowę notarialną z panem sędzią dotyczącą najmu lokalu mieszkalnego położonego w samym centrum Gliwic.
Zgodnie z aktem notarialnym z dnia 24 kwietnia 2013 roku pan sędzia Wojciech Głowacki najął mieszkanie o powierzchni 88 m kw. wyposażone we wszelkie wygody oraz parking za…. 200 (dwieście!) zł miesięcznie brutto. Na całe pięć lat, czyli do 1 maja 2018 roku. W 2013 roku ceny najmu w podobnej okolicy za podobny metraż były prawie dziesięciokrotnie wyższe!
Co więcej, istnieją dość poważne wątpliwości, co do faktycznego czasu zajmowania lokalu przy ul Barlickiego przez pana sędziego. Lokatorzy, z którymi rozmawiałem, zgodnie twierdzą, że Głowacki był widywany na Barlickiego znacznie wcześniej.
Prawdopodobnie więc umowa notarialna została sporządzona w ostatniej chwili, gdy Grzegorz Kaziewicz mógł jeszcze cokolwiek podpisać w imieniu spółki jako jej prezes.
O tym, ze wspólnicy chcą odwołać Kaziewicza było wiadomo już w październiku 2012 roku. Czy Wojciech Głowacki, sędzia Sądu Rejonowego w Gliwicach, miał tego świadomość? Sprawa była na tyle głośna, że pytanie powyższe wydaje się być całkowicie retoryczne.

20.

sad_rejon

Przeglądanie akt, choć zdecydowanie nudne, czasem prowadzi do zaskakujących odkryć.
Oto sędzia Wojciech Głowacki i Grzegorz Kaziewicz zetknęli się już wcześniej.
W sądzie.

Czy praktycznie darmowy najem mieszkania był rewanżem za korzystny wyrok?

c.d.n.

28.12 2014


Sędzia Wojciech Głowacki ochraniał gliwickiego lichwiarza? (3)

$
0
0

21.

Cofnijmy się w czasie. Druga połowa lat 1990-tych to okres wyjątkowego nasilenia bandytyzmu w Polsce.
W Gliwicach rządzi niepodzielnie, jakby się mogło zdawać, don Antonio. Jednak Biuro Brokera Finansowego „CARBOTECH POLAND” s.c. wydaje się być z innej bajki.
Czym spowodowana jest ta swoista niezależność od lokalnego ośrodka realnej władzy?
Wszak w poprzednim odcinku pokazałem, że działalność panów E. i G. nie należała do powszechnie uznawanych za uczciwą. Jako taka powinna więc odbywać się pod kuratelą niekwestionowanego gliwickiego bossa.
Plotka, jaka krążyła uparcie po mieście w tym okresie wiązała CARBOTECH z mafią wołomińską.
Pewnych poszlak dostarczała ówczesna prasa:
Mafiosi z gangu wołomińskiego porwali śląskiego biznesmena. Wozili go w bagażniku razem z metrowym waranem, przypalali żelazkiem i kazali mu żuć prezerwatywy. Po trzech miesiącach biznesmen uciekł, a zleceniodawca jego porwania zaginął na Mauritiusie.(…)
Gangsterzy zmuszali Krzysztofa H., aby wyłudzał dla nich w całej Polsce różnego rodzaju towary. To miała być forma spłaty zobowiązań wobec E. – mówi prokurator Tomasz Tadla, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Katowicach (…).
(Marcin Pietraszewski, Podróż z jaszczurem , archiwum własne autora)
E. to Mirosław Ewiak. Powyższy news pojawił się jednak sporo po zaginięciu Ewiaka.

Jednak poza tą w końcu odosobnioną historią tak naprawdę nie znamy innych, podobnych wydarzeń.
Pewne jest tylko jedno – CARBOTECH nie należał do imperium don Antonia.
Pewne poszlaki natomiast mogą wskazywać na to, że rzekome powiązania z mafią wołomińską były celowo rozsiewanymi plotkami, mającymi zastraszać potencjalnych klientów „parabanku”. Temu samemu celowi służyło późniejsze rozpowszechnianie opowieści o Grzegorzu Kaziewiczu, wedle których był on bądź to aplikantem sędziowskim, bądź prokuratorskim, choć naprawdę walczył wtedy usilnie na trzecim roku zaocznego prawa Uniwersytetu Śląskiego.
Jednak pytanie, kto stał za panami E. i G. pozostaje aktualne do tej pory.

22.

SONY DSCw tym domu, na drugim piętrze, mieszka Józef Gąsior

Powróćmy do gorącego lata 2000 roku. 26 lipca Józef Gąsior sprzedał wszystkie posiadane przez siebie udziały małżonce Grzegorza Kaziewicza, Annie. 2453 sztuki po 100 zł za jeden. W zamian otrzymał kwotę 245.300,- zł, co pokwitował, a cała transakcja została prawidłowo opłacona we właściwym terytorialnie Urzędzie Skarbowym.
Tuż wcześniej wspomniani już radcowie prawni z Wrocławia, Skiba i Wojciechowski, występują do Sądu Rejonowego we Wrocławiu z pozwem p-ko Ewiakowi i Gąsiorowi. Po uprawomocnieniu się nakazu zostaje on zbyty na rzecz referenta BBF „CARBOTECH-POLAND” s.c. Grzegorza Kaziewicza.
Brak jest jakichkolwiek śladów, aby z tytułu cesji Kaziewicz przekazał na rzecz w/w radców prawnych choćby jedną złotówkę.
Bo zresztą skąd miałby wziąć pieniądze? Ani on, ani jego żona w 2000 roku nie dysponowali jeszcze środkami pozwalającymi na gotówkowy zakup takiej ilości udziałów.
Po latach (w 2013) Józef Gąsior przed sądem w Gliwicach będzie usiłował unieważnić transakcję zawartą z Anną:
W momencie składania oświadczeń na umowie, wola stron nakierowana była na upozorowanie sprzedaży udziałów w celu uniemożliwienia wykonania czynności egzekucyjnych. Zarówno pozwana, jak i ja, działaliśmy w celu wprowadzenia w błąd i przedstawienia umowy zawierającej skwitowanie zapłaty i datę pewną potwierdzoną przez urząd skarbowy. Wszystkie te działania miały na celu upozorowanie przed innymi osobami sprzedaży udziałów w celu niedopuszczenia do ich wyegzekwowania należności na rzecz moich wierzycieli. W wyniku nieformalnego, tajnego porozumienia pozwana mała przepisać zwrotnie na mnie udziały objęte umową pozorną. Pozwana jednak chce mnie oszukać i zatrzymać udziały.
http://3obieg.pl/jozef-gasior-pozywa

Choć uważam Gąsiora za wyjątkowo zatwardziałego kłamcę akurat wierzę, że tym razem napisał prawdę.
Czy tak samo pozorna była sprawa wrocławska?
Państwo nikt, czyli referent w bazującej na wyłudzeniach firmie i kierowniczka w zakładzie pracy chronionej nagle stali się depozytariuszami gangsterskich fortun?

23.

Tymczasem w Gliwicach… Don Antonio zostaje zatrzymany 16 kwietnia 2003 roku. Jako wyjątkowo niebezpieczny więzień chodził ubrany w czerwony drelich.
W lutym 2005 roku “Don Antonio” za ściąganie haraczy został skazany na sześć i pół roku więzienia. – Jestem uczciwym biznesmenem. Padłem ofiarą spisku CBŚ, które manipulowało świadkami – bronił się w trakcie procesu Antoni L. Liczył, że sąd go uniewinni.
Sąd miał inne zdanie. – Trudno było mieć wątpliwości, skoro domagając się od pokrzywdzonych pieniędzy, mówił im: “Płaćcie albo w beton i do Kłodnicy” – uzasadniał sędzia Wojciech Walesiuk. Podkreślił, że Antoni L. działał przez wiele lat jawnie, w poczuciu zupełnej bezkarności. – Niech ten wyrok będzie sygnałem, że nie ma ludzi stojących ponad prawem – dodał sędzia.
Zbigniew S., wspólnik “Don Antonia”, został skazany na dwa lata i 10 miesięcy więzienia.
Antoni L. złożył apelację. We wrześniu 2005 roku gliwicki sąd zmniejszył karę z sześciu i pół roku do trzech lat więzienia. W kwietniu 2006 roku “Don Antonio” wyszedł na wolność.
http://gliwice.gazeta.pl/gazetagliwice/1,95519,13746781,16_04_2003__Zatrzymano_czlowieka__rzadzacego_Gliwicami.html#ixzz3NCLqYFNw

24.

Korzystając z chwilowej odwilży w światku gliwickim właściciel firmy przewozowej BPT GLORIA TRANSIT sp. z o.o. złożył zawiadomienie dotyczące działalności lichwiarskiej Grzegorza Kaziewicza.
Okazało się jednak, że „Spaślak” jest zbyt chory, aby móc brać udział w czynnościach. Zamiast postawić mu zarzuty, co wydłużyłoby czas potrzebny do dokonania czynności procesowych, prokuratura nic nie robiła przez całe trzy lata.
Do momentu, aż zarzut uległ przedawnieniu.
Informowane o dysponowaniu olbrzymim majątkiem bez jakiegokolwiek pokrycia w ujawnionych dochodach przez Kaziewicza i jego żonę są również inne instytucje – CBA i Urząd Kontroli Skarbowej.
Również bez jakiegokolwiek odzewu z ich strony.
Tymczasem Kaziewicz przystępuje do kontrofensywy.
Właściciel Glorii stanął przed sądem oskarżony o wyłudzenie pieniędzy od Kaziewicza. Oskarżał go ten sam prokurator, który wcześniej umarzał postępowania wobec Kaziewicza.
Zapamiętajmy go – to Krzysztof Garbala.
Sąd raz-dwa skazał Henryka P. (właściciel Glorii) na drobną karę w zawieszeniu, choć Kaziewicz był jedynym świadkiem oskarżenia i nieskładnie opowiadał o wydarzeniach sprzed mniej więcej 10 lat!
Ba, niewątpliwe dowody świadczące o wypłacaniu mu pieniędzy Kaziewicz odrzucił, albowiem wg niego dotyczyły one innego zobowiązania, czemu sąd dał wiarę. O tym innym zobowiązaniu wiadomo jedynie z zeznań Kaziewicza!

25.

Kolejny świadek, do którego dotarłem, zeznawał jeszcze w 2007 roku o podejrzeniu prania brudnych pieniędzy przez Józefa Gąsiora i Grzegorza Kaziewicza w wysokości ok. 2.000.000,- zł. Sprawa ta zakończyła się jednak na komisariacie – funkcjonariusz spisał protokół, w którym wyczerpująco zostało wskazane, że tylko w ciągu kilku miesięcy2000 r. Kaziewicz i jego żona wpłacają kwotę około 400.000,- zł nie mając wcześniej żadnych dochodów umożliwiających taki wydatek. I to pomimo zapowiadanej szumnie przez ministra finansów Vincenta Rostowskiego wzmożonej walce z przestępczością gospodarczą.
A przecież, zgodnie z polskim kodeksem karnym jest to przestępstwo zagrożone dosyć surową karą:
Kto środki płatnicze, instrumenty finansowe, papiery wartościowe, wartości dewizowe, prawa majątkowe lub inne mienie ruchome lub nieruchomości, pochodzące z korzyści związanych z popełnieniem czynu zabronionego, przyjmuje, przekazuje lub wywozi za granicę, pomaga do przenoszenia ich własności lub posiadania albo podejmuje inne czynności, które mogą udaremnić lub znacznie utrudnić stwierdzenie ich przestępnego pochodzenia lub miejsca umieszczenia, ich wykrycie, zajęcie albo orzeczenie przepadku, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
(art. 299 § 1 KK)
Dwa lata później w cywilnej sprawie wobec tego samego świadka, występującego tym razem jako powód, pełnomocnik Józefa Gąsiora użył danych zaczerpniętych z Krajowego Systemu Informacji Policyjnej.
Pomimo oczywistego złamania prawa, prokurator Krzysztof Garbala odmówił wszczęcia postępowania w tej sprawie. Zażalenie do sądu również nic nie dało – tym razem sędzia Wojciech Głowacki prawomocnie oddalił zażalenie, gdyż jego ostatecznym zdaniem było ono jedynie polemiką z prawidłowymi ustaleniami dochodzenia!
Tymczasem samo rozpatrywanie zażalenia przez sędziego Sądu Rejonowego w Gliwicach co najmniej budzi poważne zastrzeżenia co do bezstronności sądu – otóż pełnomocnikiem Gąsiora, wobec którego istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa, był mąż sędzi Sądu Rejonowego w Gliwicach, obecnie orzekającej z Głowackim w tym samym wydziale!
Oznaczenie sprawy: III Kp 576/09, postanowienie z dnia 8 września 2009 r.

26.

I oto dochodzimy do jednej z największych wpadek Sądu Rejonowego w Gliwicach w ostatnich 25 latach.

Przez „swoistą nonszalancję” (tak nazywa oczywistą niekompetencję urzędniczą inna sędzia SR w Gliwicach, Iwona Gackowska) Józef Gąsior z dniem 30 czerwca 2008 roku przestaje być prezesem Towarzystwa Finansowego „FUNT” sp. z o.o. w Gliwicach. Chociaż po prawdzie to nie za bardzo wiadomo, czy w Gliwicach, bo spółka od 2010 roku jest nieznana z miejsca pobytu! Co skutkuje m.in. niemożnością dokonania w niej kontroli przez jakikolwiek organ skarbowy!
http://3obieg.pl/polska-rzeczpospolita-korupcyjna-prokura
To jednak nie przeszkadza, by Józef Gąsior aktywnie jako prezes tej spółki – widma uczestniczył w sądowych postępowaniach, i to wszczętych po 30 czerwca 2008 r.!
Tak samo ustanowiony przez niego adwokat Marek Meller – w 2013 r.!
c.d.n.

28.12 2014

Sędzia Wojciech Głowacki ochraniał gliwickiego lichwiarza? (4)

$
0
0

26.

Czytając prasę „Niepodległej” trudno oprzeć się swoistemu déjà vu. Oto Rzeczpospolita piórem Marka Domagalskiego pisała przed kilkoma zaledwie laty:
Nieskazitelność to wymóg stawiany tysiącom osób: sędziom, prokuratorom, ale też urzędnikom. Co się pod nim kryje, jak on funkcjonuje?
Nieskazitelny charakter to całokształt cech indywidualnych, zdarzeń i okoliczności składających się na wizerunek osoby zaufania publicznego. Nie bez znaczenia są fakty ze sfery pozazawodowej, naganne z punktu widzenia opinii publicznej – powiedział w jednym z wyroków Naczelny Sąd Administracyjny.
Wymóg nieskazitelnego charakteru stawia jednak wiele ustaw m.in. sędziom, prokuratorom, adwokatom, radcom prawnym, notariuszom, aplikantom, radcom Prokuratorii Generalnej, ławnikom, referendarzom, asystentom sędziego, komornikom, kuratorom sądowym, rzecznikom patentowym, ale też tak licznej grupie jak urzędnicy państwowi. A więc dziesiątkom tysięcy funkcjonariuszy.
Jednocześnie jest to ogólne wymaganie, w które wkłada się rozliczne cnoty. Na przykład od kandydata na sędziego oczekuje się (za komentarzem do prawa o ustroju sądów powszechnych), by był uczciwy, pracowity, nieposzlakowany, zrównoważony, sumienny, odważny, cierpliwy, o wysokiej kulturze osobistej, bystry, uprzejmy, samokrytyczny, otwarty intelektualnie oraz obdarzony wewnętrzną niezależnością, ma jasno wyrażać myśli, dobrze pisać, być wrażliwy, ale zarazem surowy i rygorystyczny w stosowaniu przepisów oraz mieć wysokie poczucie sprawiedliwości i słuszności, z jednoczesną skłonnością do rozumnego kompromisu. Niektórzy dodają, że powinien mieć unormowaną sytuację osobistą i rodzinną.
(Rzeczpospolita, 13.02 2009, Nieskazitelny, czyli jaki?)
Jako żywo porównanie powyższego tekstu z panem sędzią Głowackim przypomina czasu nie tak znowu odległego PRL-u. Wówczas prawda ekranu tak samo odstawała od siermiężnej rzeczywistości, jak dzisiaj. Choć dzisiaj różnica jest bardziej widoczna i dlatego o wiele bardziej rani.

27.

sr puławy SR w Puławach

Nawet nie trzeba specjalnie szukać, by odnaleźć inne przykłady „nieskazitelnego” charakteru pośród przedstawicieli trzeciej władzy.
Oto puławski sędzia Marek Szociński-Klein pożyczył całkiem spore pieniądze na… 40% rocznie. Oczywista lichwa, zabroniona przez prawo, które pan sędzia powinien stosować surowo i rygorystycznie, jeśli wierzyć cytowanemu wyżej artykułowi.
Więcej tu:
http://www.wprost.pl/ar/421853/Sedzia-pozyczal-pieniadze-na-40-procent/
Okazuje się jednak, że „sukienkowy” Temidy nie będzie odpowiadał za swoje czyny, bo zdaniem lubelskiego sądu dyscyplinarnego minął czas, w jakim można go było pociągnąć do odpowiedzialności.
Tymczasem zachowanie „nieskazitelnego” sędziego Marka Szocińskiego-Kleina wskazywało wyraźnie, że jest to zwykły bydlak, przekonany o swojej bezkarności.
Pan Marek miał możliwości finansowe i pożyczał mi pieniądze. Chciał uniknąć przelewów. Mówił, że nie może tego oficjalnie robić, to znaczy udzielać pożyczek. Zawsze zarabiał na tym jakąś uzgodnioną kwotę. Warunki były identyczne, 40 proc. w skali roku, czyli 3,33 proc. w stosunku miesięcznym. W umowach wpisywaliśmy odpowiednio większą kwotę i w ten sposób ukrywane były odsetki. Zawsze otrzymywałem do ręki kwoty pomniejszone o odsetki – opowiadał biznesmen. – Jak prosiłem o jakieś pieniądze, to on mówił, że coś się znajdzie. Uważałem, że mam do czynienia z sędzią i taka osoba mnie nie wykorzysta. Z umowami był straszny zamęt, przepisywał je, dawał mi nowe, obiecywał pokwitowania odbioru oddanych pieniędzy, ale ich nie przynosił. Były sytuacje, kiedy czułem się jak śmieć. Sędzia wywierał na mnie taką presję, że przeszedłem załamanie nerwowe. Wydzierał każdy grosz. Zachowywał się jak sęp ze szponami, który poluje na kanarka – twierdził Skowroński.(…)
Zastępca rzecznika dyscyplinarnego postawił sędziego Szocińskiego-Kleina przed Sądem Dyscyplinarnym w Lublinie za “zachowania podważające prestiż zawodu sędziowskiego”. Latem wspomniany sąd potwierdził wszystkie zarzuty wobec Marka Szocińskiego-Kleina. Dopuścił się on “zachowań podważających prestiż urzędu sędziego”, bo utrzymywał związki ekonomiczno-finansowe z biznesmenem, dorabiał, choć nie miał prawa, oraz wbrew zakazowi udzielił czterech pożyczek z ukrytą stopą procentową przekraczającą maksymalnie dopuszczalne odsetki, a to lichwa. Uchybił też godności urzędu, bo domagając się zwrotu długu w obecności innych osób, używał “zwrotów nielicujących z godnością i powagą urzędu sędziego”. To była pierwsza sprawa w Polsce, gdzie sędzia został uznany za lichwiarza. Kary – mimo że Szocińskiemu-Kleinowi groziło nawet usunięcie z zawodu – nie będzie, bo mógłby zostać ukarany w ciągu trzech lat od ostatniego czynu. Lubelski sąd uznał, że należy przyjąć datę 1 stycznia 2011 r., bo wtedy Szociński-Klein wypowiedział umowę Skowrońskiemu.(…)
Odwołania do Sądu Najwyższego złożyli: obwiniony, jego pełnomocnik, ale także korporacyjny prokurator oraz minister sprawiedliwości. Dwaj ostatni wnosili o ponowny proces z uwagi na brak kary, dwaj pierwsi – co logiczne – walczyli o całkowite uniewinnienie.

Sąd Najwyższy rozpatrzył sprawę kilka dni temu i orzekł połowicznie na korzyść Szocińskiego-Kleina. Zmienił wyrok pierwszej instancji i uniewinnił z zarzutu publicznego awanturowania się o spłatę długów. Będzie jednak ponownie sądzony za same pożyczki na wysoki procent. Dlaczego? Nie wiemy, pisemne uzasadnienie nie jest jeszcze znane.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17185868,Sedzia_bedzie_mial_ponowny_proces__Za_pozyczke_na.html
Tak więc w najlepszym razie sędzia Szociński – Klein zostanie uznany za lichwiarza, o ile, rzecz jasna, sąd dyscyplinarny nie będzie mielił sprawy odpowiednio długo, aż cała sprawa się przedawni.
Żeby było weselej – sędzia Marek Szociński – Klein wydaje wyroki w imieniu Rzeczpospolitej w II wydziale karnym Sądu Rejonowego w Puławach!
http://pulawy.sr.gov.pl/wydzialy-i-sekcje-orzecznicze-sadu-rejonowego/ii-wydzial-karny.html

Ciekawe, czy skazał kogoś  za lichwę?

28.

sr poznań nowe miasto

Niewątpliwie inną, znacząco „nieskazitelną” przedstawicielką nowej rasy polskich nadludzi jest sędzia Lucyna Zborowska-Słupianek – wyrokiem Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim z 20 listopada 2006 roku w sprawie II K 213/06, zmienionym wyrokiem Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim z 10 lipca 2007 r. w sprawie VI Ka 234/07, sędzia Sadu Rejonowego dla dzielnicy Poznań Stare Miasto i Wilda, S-Z, została skazana za przestępstwo z art. 231 § 3 kodeksu karnego, polegające na trzykrotnym nieumyślnym (sic!) niedopełnieniu obowiązków sędziego w ten sposób, ze działając w celu korzyści majątkowej, będąc uprawniona do wystawienia dokumentu, poświadczyła nieprawdę w postanowieniach o stwierdzenie nabycia spadku wiedząc, że przedstawione w tych sprawach testamenty zostały sfałszowane – za co została skazana na karę 1 roku pozbawienia wolności, z warunkowym zawieszeniem wykonania tej kary na okres próby wynoszący 2 lata.
http://niepoprawni.pl/blog/5832/lista-sedziow-sprzeniewierzajacych-sie-etyce-zawodu-prawnika
O tym, jak bardzo została ukarana świadczy pochodzący z 29 czerwca 2011 roku dokument:

Obwieszczenie nr V Ns 117/11
Sąd Rejonowy Poznań – Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu Wydział V
Cywilny w sprawie o sygnaturze akt V Ns 117/11 z wniosku Henryka Kosturskiego
o złożenie przedmiotu świadczenia do depozytu sądowego
ogłasza, że :
– zarządzeniem z dnia 29.06.2011r. ustanowiony został w tej sprawie
dla wierzyciela Banku Spółdzielczego w Swarzędzu lub jego następcy prawnego
kurator w osobie adwokata Magdaleny Dębskiej
– postanowieniem z dnia 29.06.2011r. sygn. akt V Ns 117/11 Sąd
Rejonowy Poznań – Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu zezwolił
wnioskodawcy na złożenie do depozytu sądowego
kwoty 24,50 zł tytułem zapłaty należności na rzecz Banku Spółdzielczego w
Swarzędzu, zabezpieczonej hipoteką umowną zwykłą wpisaną w księdze
wieczystej o numerze PO2P/00072524/5 prowadzonej przez Sąd Rejonowy
Poznań – Stare Miasto w Poznaniu dla nieruchomości położonej
w Swarzędzu, z tym zastrzeżeniem, że powyższa kwota winna być
wypłacona każdoczesnemu następcy prawnemu wierzyciela hipotecznego
Banku Spółdzielczego w Swarzędzu bez konieczności spełnienia jakichkolwiek
warunków, a dłużnicy Henryk Kosturski i Danuta Kosturska zrzekają się uprawnienia
do odbioru przedmiotu świadczenia z depozytu.
Sąd wzywa uprawnionych wierzycieli do odbioru depozytu.
SSR Lucyna Słupianek – Zborowska

Portal_Informacyjny_Sad_Rejonowy_Poznan_Nowe_Miasto_Wilda_w_Poznaniu

Niestety, takich „nieskazitelnych” jest o wiele więcej.

29.

newsweek_p

Dzisiaj Newsweek nie należy do znaczących tygodników. Ale dekadę temu było zupełnie inaczej.
21 kwietnia 2002 roku wybuchła medialna bomba.
W artykule Pani minister milczy ukazano majątek bossa śląskiej Temidy, wszechwładnego prokuratora apelacyjnego Jerzego Hopa z Rybnika.
Dzisiaj, ostatecznie skazany za wyłudzenia, liczy dni, gdy wszyscy już o nim zapomną, i pewnie powróci do uprawiania zawodu prawniczego.
http://polska.newsweek.pl/pani-minister-milczy,27569,1,2.html

minister i prokurator Barbara Piwnik i Jerzy Hop

Teraz dopiero widać, jak istotna była informacja zawarta w zakończeniu tekstu:
Pytanie o alkohol w życiu Hopa Makosz przypomniał ostatnio publicznie w obecności ponad 150 osób na wiecu Rybnickiej Inicjatywy Obywatelskiej. Zachowanie prokuratora Makosz nazywał “gorszącym przykładem demoralizacji i niemocy lokalnej władzy”.
I nie tylko lokalnej, bo też tej najwyższej – ministra sprawiedliwości, urzędów skarbowych i wewnętrznych procedur kontrolnych. Przyznaje to sam Hop. – W moim okręgu pracuje 684 prokuratorów, podpisuję ich oświadczenia. Są tacy, którzy mają po 300 tysięcy złotych na koncie. Są prokuratorzy mający domy lepsze niż ja – mówi Hop. Czemu tylko mnie pytacie? Innych też zapytamy.

Niestety, wygląda na to, że sprawa Hopa była ostatnią wielką aferą w wymiarze sprawiedliwości zakończoną tak, jak wymagają tego standardy demokratycznego państwa prawnego.
Prawdopodobnie wg dzisiejszych standardów Hop byłby przeniesiony do Ministerstwa Sprawiedliwości, ewentualnie do Prokuratury Krajowej, a wobec dziennikarzy wszczęto by dochodzenie. Ba, pewnie okazałoby się, że informatorzy są chorzy psychicznie, na dodatek są pedofilami i wyłudzają towary z hipermarketów. Podobny scenariusz realizowany był wobec ofiar niedoszłego adwokata Kaziewicza i kryminalisty Gąsiora – gliwicki sędzia Maciej Schoenborn nie obawiał się nawet jawnie drwić z obowiązującego prawa stwierdzając, że… nie daje mu wiary!
A przecież Hop wyraźnie powiedział, że są prokuratorzy dysponujący majątkami większymi od jego.
Z pracy rąk wszak się ich nie dorobili…
Dziennikarze Newsweek’a nie poszli jednak dalej tym tropem. To z kolei wskazuje na ingerencję innych sił, które były zainteresowane jedynie utrąceniem Hopa, układ pozostawiając jednak nienaruszonym.

4f4e8c2898e03_p Hop na ławie oskarżonych

30.

Ale powróćmy do Gliwic.
Znajdująca się tuż obok Rektoratu Politechniki Śląskiej była Spółdzielnia Inwalidów SILESIA to łakomy kąsek. Nic dziwnego, że został przejęty przez Kaziewicza i Gąsiora. Układ, jaki ich chronił zupełnie wyraźnie przez ostatnie 10 lat (nie tylko sędziowski, ale i z aktywnym udziałem prokuratora Krzysztofa Garbali, bo nie inaczej można wytłumaczyć jego interwencje zawsze w obronie Gąsiora i Kaziewicza!) zaczął nieznacznie pękać dopiero wówczas, gdy pomiędzy głównymi aktorami tego ohydnego spektaklu (wszak w jego wyniku zostało pozbawionych własności około 60 osób – w większości niepełnosprawnych umysłowo i/lub fizyczne) zaczęło zgrzytać.
Do tego stopnia, że Anna Kaziewicz oskarżyła swojego (byłego już) męża o znęcanie.
Mniej więcej od tego momentu, to znaczy od połowy 2012 roku rozpoczęła się jego pogoń za uciekającą kasą. Dodajmy, możliwa tylko i wyłącznie dzięki „swoistej nonszalancji” gliwickiego KRS, dzięki którego przewlekłości Kaziewicz przedłużył swoje panowanie w SILESII sp. z o.o. o ponad pół roku.
Było to okres najbardziej tragiczny dla finansów spółki.
O tym w następnej części.

c.d.n.

29.12 2014

Sędzia Wojciech Głowacki ochraniał gliwickiego lichwiarza? (5)

$
0
0

31.

12 listopada 2012 roku wspólnicy reprezentujący większość kapitału „SILESII” sp. z o.o. w Gliwicach (KRS 00000140317) zażądali zwołania nadzwyczajnego zebrania wspólników i postawienia w porządku obrad odwołania do tej pory wszechwładnego prezesa Grzegorza Kaziewicza.
Opisana dwa lata (8 maja 2013 r.) temu sytuacja http://3obieg.pl/criminal-tango teoretycznie znalazła rozwiązanie.
28 czerwca 2013 roku Grzegorz Kaziewicz został wreszcie odwołany z funkcji prezesa. Nowy zarząd został jednak z miejsca postawiony przed koniecznością spłaty sporych zobowiązań. Łączy je jedno – powstały w wyniku zrealizowania wystawionych przez spółkę weksli. Bez wyjątku podpisywanych przez jej prezesa, Grzegorza Kaziewicza.

2

32.

Największe z nich, opiewające na kwotę 253.610,- zł (sygnatura I NC 68/12) to zobowiązanie „rodzinne” Józefa Gąsiora. Otóż nie mogąca znaleźć w Polsce pracy córka Józefa Gąsiora rzekomo taką kwotę miała pożyczyć spółce jeszcze w styczniu 2010 roku. Wg zapisu na wekslu 2 sierpnia 2012 roki indosowała go na brata Tomasza, drobnego przedsiębiorcy trudniącego się dostarczaniem Internetu do kilkudziesięciu mieszkań oraz naprawa komputerów. Młody Gąsior spokojnie czekał, aż wspólnicy zwrócą się o zwołanie nadzwyczajnego zebrania wspólników i wtedy dopiero złożył pozew do sądu. Ten błyskawicznie wydał nakaz już 15 listopada 2012 roku. Dochodzenie prokuratorskie w tej sprawie drepcze w miejscu, komornik natomiast zakończył już dawno egzekucję. Bo przecież formalnie sprawa jest w porządku – istnieje prawomocne orzeczenie sądu, nie zaskarżone przez spółkę, czyli jej ówczesnego prezesa. To, że zdaniem osób wchodzących w skład obecnego zarządu takiej transakcji nigdy nie było, nie znajduje żadnego zrozumienia śledczych. Ba, nawet powołanie się na pisane osobiście przez Gąsiora do sądu pisma, w których żądał zwolnienia od kosztów jako nic nie posiadający wraz z żoną nędzarz nie robi wrażenia. Widocznie w Polsce, zdaniem prokuratora, to normalne, że bezrobotna córka nędzarzy ot, tak sobie pożycza przeszło ćwierć miliona jakiejś firmie i przez dwa lata nie upomina się o zwrot kwoty stanowiącej równowartość miesięcznego zasiłku dla 357 bezrobotnych w 2014 roku.

4

33.

Nie tylko ten jeden weksel. Inny, wystawiony rzekomo 18 września 2009 r. na rzecz nieistniejącej w realnym świecie firmy Towarzystwo Finansowe FUNT sp. z o.o. został z kolei indosowany na rzecz ENERGOHURT-u sp. z o.o. w Gliwicach 12 września 2012 roku. W imieniu tf FUNT sp. z o.o. działał Józef Gąsior – jako prezes tejże.
Tymczasem dnia 30 czerwca 2008 roku Gąsior utracił mandat członka zarządu. Zgodnie bowiem z art. 202 §1 Kodeksu spółek handlowych, jeśli umowa spółki nie reguluje tego inaczej, mandat wygasa z dniem odbycia zgromadzenia wspólników zatwierdzającego sprawozdanie finansowe za pierwszy pełny rok obrotowy pełnienia funkcji. Ponieważ rok obrotowy 2007 był pierwszym pełnym rokiem pełnienia funkcji przez Józefa Gąsiora a 30 czerwca 2008 roku odbyło się zebranie zatwierdzające sprawozdanie finansowe za 2007 r. z tym dniem kryminalista Gąsior utracił mandat.
To nie wszystko – oto bowiem w 2011 roku Gąsior został prawomocnie skazany za oszustwo w wielkim rozmiarze (art. 294 § 1 w zw. z art. 286 § 1 kk) przez Sąd Okręgowy w Opolu (III K 148/04) po ciągnącym się blisko 7 lat procesie. Skazanie to kolejna przeszkoda do pełnienia jakiejkolwiek funkcji w zarządzie bądź też radzie nadzorczej spółki kapitałowej. Przez 5 lat, czyli do 2016 roku.
„Przyjąć należy, że dokonanie w imieniu spółki czynności prawnej przez członka zarządu, któremu wygasł mandat do pełnienia funkcji w zarządzie (lub który nigdy skutecznie mandatu nie otrzymał) skutkuje, co do zasady, nieważnością takiej czynności. W orzecznictwie przez długi czas dominował pogląd, iż tego rodzaju czynność prawną „fałszywego organu” należy uznać za bezwzględnie nieważną na podstawie art. 39 w zw. z art. 58 Kodeksu cywilnego.
Jednakże najnowsze wypowiedzi Sądu Najwyższego, poparte również poglądami doktryny, dopuszczają zastosowanie do czynności dokonanych przez osobę działającą jako piastun organu bez umocowania odpowiednio przepisów dotyczących działania rzekomego pełnomocnika (art. 103 i 104 k.c.).
Kierując się powyższą wykładnią, można argumentować, że takie czynności prawne są obarczone sankcją bezskuteczności zawieszonej do czasu ich ewentualnego potwierdzenia przez prawidłowo reprezentowaną spółkę. Oznacza to, że dopóki czynność taka nie zostanie potwierdzona przez osobę prawidłowo umocowaną do reprezentowania spółki, nie wywołuje ona skutków prawnych.”
Maciej Szewczyk, Grupa Transakcyjna kancelarii Wardyński i Wspólnicy
http://www.codozasady.pl/powolanie-na-czlonka-zarzadu-osoby-skazanej-prawomocnym-wyrokiem/

34.

3

Teoretycznie tak powinno być w każdym sądzie. Jednak w Gliwicach jest inaczej. Oto bowiem Józef Gąsior skutecznie występuje w imieniu tf funt sp. z o.o. nie tylko wszczynając egzekucję lichwiarskich należności (vide akta komornika Bartłomieja Dudy w Gliwicach – rok 2013!), ustanawia pełnomocnika procesowego w osobie adwokata Marka Mellera, który przecież zdawał sobie doskonale sprawę z kim miał do czynienia, ale to wszystko małe piwo.
Bo przecież wystarczyłoby, aby sędzia zastosował obowiązujące prawo, by pan adwokat wyszedł z sali jako nie mający legitymacji procesowej.
Tymczasem jawnie łamiąca przepisy, opisywana w zeszłym roku pani referendarz Barbara Klepacz http://3obieg.pl/polska-rzeczpospolita-korupcyjna-prokura
od 14 kwietnia 2014 roku jest już sędzią!
Aktualnie w Wydziale IX Karnym Sądu Rejonowego w Gliwicach.
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/nominacje/art,770,uroczystosc-wreczenia-nominacji-sedziowskich.html

Czy wydaje wyroki tak samo, jak ongiś dokonywała wpisów w KRS-ie jako referendarz?
Pytanie zasadne o tyle, że 29 maja 2014 roku do Sądu Rejonowego w Gliwicach wpłynął akt oskarżenia p-ko Gąsiorowi.

35.

images

Podrążmy jednak temat rejestru.
Dnia 12 września 2013 roku Sąd Rejonowy w Gliwicach, X Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pisze do jednej z osób pokrzywdzonych przez duet Gąsior-Kaziewicz:
W związku z pismem z dnia 4 września 2013 r. dotyczącym TOWARZYSTWA FINANSOWEGO FUNT SPÓŁKA Z OGRANICZONĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ W GLIWICACH Sąd Rejonowy w Gliwicach Wydział X Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego informuje, że sprawa w przedmiocie wykreślenia członka zarządu (Józefa Gąsior)jest w toku pod sygnaturą Gl. X ns. Rej. KRS 118016/13/623.
Na zarządzenie Sędziego
sekretarz Barbara Świaczny

8 dni później Józef Gąsior jako prezes w/w spółki składa do tego samego wydziału…. uchwałę zarządu, czyli Józefa Gąsiora, powołująca niejakiego Andrzeja Siłkę na prokurenta całkowicie już wirtualnej firmy.
5 grudnia obecnie pani sędzia Barbara Klepacz przyklepuje to.
http://3obieg.pl/polska-rzeczpospolita-korupcyjna-prokura

Andrzej Siłka, powołany uchwałą nieistniejącego zarządu, nadal figuruje jako prokurent!
Każdy może to sprawdzić samodzielnie tutaj:
https://ems.ms.gov.pl/krs/wyszukiwaniepodmiotu?t:lb=t

Wystarczy tylko w odpowiedniej rubryce wpisać poprawnie nazwę spółki.
Przy okazji warto zwrócić uwagę, że Sąd Rejonowy nagle przyjął sprawozdania finansowe podpisane przez kryminalistę Gąsiora.
Aż strach zapytać, czy przypadkiem jakiś inny sędzia nie dostał kluczy do mieszkania w centrum Gliwic z czynszem zbliżonym do tego płaconego już przez Głowackiego.
Jeśli faktycznie, to tylko kwestią czasu jest, kiedy nastąpi ujawnienie.
Bo problemem przestał być dostęp do informacji, ale to, że w ślad za ujawnianiem faktów, które teoretycznie powinny wywrócić układ do góry nogami, nic się nie dzieje.
Przecież ujawnienie skandalicznego czynszu, jaki płaci sędzia Głowacki, powinien skutkować jego natychmiastowym wydaleniem z zawodu.
Tak samo w przypadku sędzi Barbary Klepacz.
Głowacki w sposób naganny sprzeniewierzył się godności zawodu.
Klepacz pozwoliła na kontynuowanie bandyckiego procederu (wyłudzania pieniędzy m.in. na podstawie nieistniejących weksli).
Tymczasem nic się nie stało. Trzecia władza jest całkowicie odporna na krytykę.
Robi, co chce, uważając jedynie, by nie wejść w konflikt z tą pierwszą.

36.

Niestety, to jeszcze nie koniec opowieści.
Otóż Kaziewicz pozostawił po sobie jeszcze jedną minę.
Tym razem podpisana przez niego umowa obciążyła SILESIĘ kwotą …. 1.500.000,- zł!
O tym jednak w dalszej części.

c.d.n.

2.01 2015

Grzegorz Kaziewicz – niedoszły adwokat działał na szkodę spółki?

$
0
0

1.

SONY DSC

Już tylko samo podwyższanie kapitału zakładowego spółki SILESIA mogło przyprawić o zawrót głowy. Oto jej obecna prezes Anna Kaziewicz do dnia 28 czerwca 1999 roku posiadała tylko 1 udział o wartości 100, – zł stanowiący dokładnie 1,5625% wszystkich udziałów (64 równych).
Dnia 28 i 30 czerwca 1999 r. podczas obrad Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników – podjęto uchwałę o podwyższeniu kapitału zakładowego spółki o 41.000 zł, podzielonych na 410 równych udziałów.
Anna Kaziewicz objęła ich 200.
Po przeszło roku, 29 lipca, nastąpiła kolejna podwyżka kapitału – tym razem Anna Kaziewicz objęła już 1769 udziałów o wartości 176.900,- zł, którą to kwotę wpłaciła do kasy spółki gotówką dnia 8 sierpnia 2000 roku wg oświadczenia zarządu – brak jest jakichkolwiek dokumentów, np. przelewu bankowego, poświadczającego powyższą operację. Wygląda na to, że pani Kaziewicz przyniosła kasę w reklamówce, choć zważywszy sumę, pewnie we dwóch. Niespełna dwa tygodnie wcześniej, 26 lipca 2000 roku, kupiła od niejakiego Józefa Gąsiora 2453 udziały w spółce za kwotę… 245.300,- zł.
Potwierdzeniem tej transakcji jest uiszczenie opłaty skarbowej w II Urzędzie Skarbowym w Gliwicach (kwit nr rej. 7003/2000) w wysokości 4.906,- zł.
28 sierpnia Anna Kaziewicz dokonuje kolejnej inwestycji. Tym razem dokapitalizowała świeżo zakupioną przez siebie inną spółkę – Towarzystwo Finansowe FUNT sp. z o.o. – nieznane z miejsca pobytu nie tylko urzędowi skarbowemu.
Aby spółka była wiarogodna na rynku wpłaca prawie 50.000,- zł, co kwitują członkowie zarządu świadomi grożącej odpowiedzialności za poświadczenie nieprawdy.
Tak więc Anna Kaziewicz w ciągu mniej więcej miesiąca zainwestowała blisko 475.000,- zł.
Któż jednak bogatemu zabroni?
28 maja 2002 roku we Wrocławiu Anna Kaziewicz dokonuje kolejnej istotnej inwestycji – tym razem nabywa udziały w spółce Śląska Grupa Inwestycyjna ACTIV sp. z o.o.
Cały majątek spółki stanowiła…. wierzytelność wobec banku Pekao SA w Warszawie, pochodząca rzekomo z 1993 roku.
Jakby nie liczyć, gdyby ta wierzytelność faktycznie istniała, to można by jej dochodzić góra do 2003 roku, co jednak miejsca nie miało. Jednak jaskółki, które fruwają również nad Wrocławiem, zgodnie twierdzą, że „wierzytelność” była oparta na podrobionym wekslu własnym banku.
Rzecz jasna na podstawie aktu notarialnego Anna Kaziewicz przekazała wszystkie prawa do 1000 udziałów wrocławskiej spółki SILESII jako pokrycie kolejnych swoich udziałów w liczbie 10.000 sztuk o łącznej wartości…1.000.000,- zł.
I tak, po dwuletnich bojach, doprowadzono do tego, że udziały w PPH Silesia sp. z o.o. posiadali:
Anna Kaziewicz w ilości 15.079 sztuk, jej mąż 2.453 sztuki, inna osoba 2453 sztuki, a kilkunastu wspólników pierwotnie tworzących spółkę razem aż…. 15!
Pojedynczy udział dzięki podwyższaniu kapitału zakładowego utracił 99,68% wartości.
Napiętnowanie tego sztucznego pompowania udziałów przez media zaowocowały zmniejszeniem kapitału zakładowego o tą wirtualną bańkę.
Ot, tak po prostu.
Kaziewiczowie podjęli uchwałę..
Pardon, wspólnicy.

SILESIA3_n2

2.

Józef Gąsior po latach zaczął przed sądem dowodzić, że Anna Kaziewicz nie miała żadnych pieniędzy, a te rzekomo wpłacone do kasy Silesii były własnością jej męża, Grzegorza, jeszcze sprzed małżeństwa. Ba, w tym samym pozwie opisaną transakcję sprzedaży udziałów na rzecz Anny określił jako czynność mającą na celu wydutkanie jego osobistych wierzycieli.
W momencie składania oświadczeń na umowie, wola stron nakierowana była na upozorowanie sprzedaży udziałów w celu uniemożliwienia wykonania czynności egzekucyjnych. Zarówno pozwana, jak i ja, działaliśmy w celu wprowadzenia w błąd i przedstawienia umowy zawierającej skwitowanie zapłaty i datę pewną potwierdzoną przez urząd skarbowy. Wszystkie te działania miały na celu upozorowanie przed innymi osobami sprzedaży udziałów w celu niedopuszczenia do ich wyegzekwowania należności na rzecz moich wierzycieli. W wyniku nieformalnego, tajnego porozumienia pozwana mała przepisać zwrotnie na mnie udziały objęte umową pozorną. Pozwana jednak chce mnie oszukać i zatrzymać udziały.

Aż dziwne, że sąd mimo wszystko oddalił roszczenie kryminalisty Gąsiora.
Wracając jednak do meritum – w oparciu o pozew Gąsiora trzeba zadać arcyważne pytanie:

Skoro sprzedaż 2453 udziałów była lipą, to czy również były pozorne podnoszenia kapitału?

W efekcie doprowadziły do przejęcia majątku spółki (dotychczasowi właściciele stracili prawie 99,70%!) przez osoby, które nigdy nie wykazały posiadania mogącego służyć za pokrycie majątku.
Kaziewicz, jako wykidajło, a potem zwykły referent w niewielkiej firmie, nie mógł legalnie uzyskać takich pieniędzy.
Tym bardziej Anna, zarabiająca poniżej średniej krajowej.

Nielegalnie do 2000 roku Kaziewicz zarobić również nie mógł.
Od „nielegałów” w firmie, w której pracował, byli bowiem jej właściciele.

Czy podnoszenie kapitału w SILESIA sp. z o.o. i pompowanie ilości udziałów obejmowanych przez Annę Kaziewicz było jedynie „papierowym” zabiegiem, dzięki któremu dokonała się rozłożona na kilka kwartałów kradzież firmy?

Gdzie są dowody, świadczące o tym, że takie pieniądze faktycznie wpłynęły?
Gdzie są dowody, że małżeństwo (wówczas) Kaziewiczów w ogóle mogło dysponować taką gotówką?

3.

1975_12

Rozszarpywanie SILESIA sp. z o.o. na dobre zaczęło się po tym, jak dotychczas zgodnie szyjące małżeństwo Kaziewiczów zaczęło się rozpadać.
Okazało się, że SILESIA sp. z o.o.  jest wielokrotnym dłużnikiem wekslowym.
Jeden z pierwszych weksli uruchomiła Jadwiga Krajewska – przedsiębiorca, dla której Grzegorz Kaziewicz świadczył… pomoc prawną!
W styczniu 2013 roku na jej rzecz zostaje wydany nakaz z weksla.
Grzegorz Kaziewicz wystawił weksel jako organ Silesii i Grzegorz Kaziewicz jako tenże organ nie wniósł sprzeciwu od nakazu zapłaty tak, by ten jak najprędzej się uprawomocnił.
Na 69.540,80 zł ( VII GNC 104/13).
Największa jednak kwota obciążająca Silesię należy do rodziny jej byłego prokurenta (w czasach prezesowania Grzegorza Kaziewicza) niejakiego Józefa Gąsiora.
Nie mogąca znaleźć w Polsce pracy córka Józefa Gąsiora rzekomo miała pożyczyć spółce 253.610,- zł jeszcze w styczniu 2010 roku. Wg zapisu na wekslu 2 sierpnia 2012 roki indosowała go na brata Tomasza, drobnego przedsiębiorcę trudniącego się dostarczaniem Internetu do kilkudziesięciu mieszkań oraz naprawą komputerów. Młody Gąsior spokojnie czekał, aż wspólnicy zwrócą się o zwołanie nadzwyczajnego zebrania wspólników i wtedy dopiero złożył pozew do sądu. Ten błyskawicznie wydał nakaz już 15 listopada 2012 roku (sygnatura I NC 68/12). Kaziewicz, ciągle jako organ spółki, nie odwołał się od nakazu, choć jego absurdalność bije w oczy każdego postronnego obserwatora.
Powiadomiona o podejrzeniu popełnienia przestępstwa gliwicka prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Widocznie uznała za normalne, że pod rządami PO bezrobotny dysponuje kwotą stanowiąca równowartość 20 – letniego uposażenia najniżej zarabiającego.
Zgodnie z inną umową, jaką organ Kaziewicz zawarł z działającym jako organ innej firmy ojcem chrzestnym swojego syna Silesia powinna zapłacić… 1.500.000,- zł tytułem kary umownej.
Jako że proces w toku, na razie ograniczę się tylko do zasygnalizowania tej sprawy.

p1030039

4.

Karolina RD

Nie tylko Silesia sp. z o.o. została zaatakowana wekslowo. Oto nagle okazało się, że na hipotece mieszkania stanowiącego wspólną własność Kaziewicza i jego byłej małżonki pojawiło się nowe obciążenie.
Niejaka Karolina Rakowska-Dobrowolska z Wrocławia 9 września 2014 roku uzyskała w Sądzie Okręgowym w Opolu nakaz zapłaty na kwotę 970.000,- zł (milion bez trzydziestu tysięcy) – sygnatura I NC 93/14.
Pani ta była od października 2013 roku prezesem spółki zajmującej się ubezpieczeniami.
Z ogłoszenia w Monitorze Sądowym wynika, że po uzyskaniu nakazu została z tej funkcji odwołana (Monitor Sądowy i Gospodarczy nr 204/2014).

Przypadek, czy może wspólnicy obawiali się skandalu?

Bo przecież nie tylko śląskie jaskółki ćwierkają, że w ten sposób Kaziewicz chce przejąć mieszkanie w Gliwicach. Wszak jest się o co bić – 190 m kwadratowych w samym centrum miasta.
Tuż pod sędzią Głowackim.
A 970.000,- zł pokrywa wartość mieszkania prawie dwa razy.
Wpis został uwidoczniony w księdze wieczystej mieszkania Kaziewiczów na początku grudnia ub. r.
W Sylwestra doszło do Nadzwyczajnego Zebrania Wspólników, na które nie zaproszono m.in. wspólnika posiadającego 23% kapitału.
Zgodnie z uchwałą, za którą głosowała Anna Kaziewicz, reprezentująca więcej niż połowę kapitału zakładowego (99,999% obecnego na zebraniu) spółka udzieli pożyczki Annie Kaziewicz w wysokości… 1.500.000,- zł.
Półtora miliona.

5.

Wydawało by się, że wyżej przedstawione fakty wystarczą, aby Kaziewicz trafił tam, gdzie przynajmniej od 2000 roku jest jego miejsce.
Kodeks karny w art. 286 § 1 dokładnie opisuje czyn, jaki prokuratura powinna zarzucić „Spaślakowi” i jego byłej żonie.
Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Ba, ze względu na wielkość zagarniętego mienia w grę wchodzi tzw. oszustwo kwalifikowane, zgodnie z art. 294 kk:
§ 1. Kto dopuszcza się przestępstwa określonego w art. 278 kradzież, § 1 lub 2, art. 284 przywłaszczenie, § 1 lub 2, art. 285 nielegalne uruchomienie impulsów telefonicznych, § 1, art. 286 oszustwo, § 1, art. 287 oszustwo komputerowe, § 1, art. 288 zniszczenie rzeczy, § 1 lub 3, lub w art. 291 paserstwo umyślne, § 1, w stosunku do mienia znacznej wartości,
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
Przecież oszukani, i to wyjątkowo perfidnie, są byli właściciele spółki, których wyzuto z majątku w ciągu kilku kwartałów, rzekomo dla ich dobra.
Nie ma już co prawda zakładu pracy, ale zostały dobra materialne w rękach osób, co do których istnieje wyraźne podejrzenie oszustwa.
Trzeba się spieszyć, bo w tym roku mija 15 lat od czasu, gdy zaczęto sztucznie podwyższać kapitał zakładowy spółki.
Zgodnie bowiem z art. 101 § 1 pkt 2a kodeksu karnego przedawnienie dla czynu z art. 294 w zw. 286 kk minie w tym roku.
Wystarczy czasu, by móc postawić zarzuty.
Wtedy, niejako automatycznie czas przedawnienia wzrośnie o kolejne 10 lat.
Ale….

6.

sad_rejon

Prawie trzy lata temu pisałem o bezsilności szarego człowieka, który nie ma dokąd zwrócić się o pomoc.
Od trzech lat w przestrzeni publicznej wisi informacja o kradzieży firmy, jakiej dopuścił się Grzegorz Kaziewicz wraz ze swoją ówczesną małżonką.
Biedni, poszkodowani przez los, najczęściej upośledzeni nie tylko fizycznie niegdysiejsi właściciele spółki SILESIA w Gliwicach zostali pozbawieni swojego majątku. Na nich, choć nie tylko, upasł się niegdysiejszy lichwiarz, a wcześniej…. bramkarz w knajpie należącej do najważniejszego gliwickiego gangstera, omc adwokat Grzegorz Kaziewicz, nazywany pieszczotliwie „Spaślakiem”. Dziś co prawda walczy „o swoje” z byłą żoną, ale przecież po firmie, wpisanej w krajobraz Gliwic od 1950 roku nic już nie zostało.
Są już tylko pieniądze. Miejsca pracy utracone zostały bezpowrotnie.
I zabudowana działka, ale ona przeszła już w ręce izraelskiego inwestora.
Za pieniądze, nie w ramach restytucji mienia.
„Kariera” Kaziewicza nie byłaby jednak możliwa bez odpowiedniego oparcia w wymiarze sprawiedliwości.
Niestety, tacy ludzie, jak sędzia Maciej Schoenborn, skazujący ofiary Spaślaka, jeśli tylko odważyły się głośniej szepnąć przeciw swojemu oprawcy, prokurator Krzysztof Garbala czuwający nad „prawidłowym” tokiem postępowań, sędzia Wojciech Głowacki – bez żenady przyjmujący korzyści majątkowe (jakieś 1800,- zł miesięcznie!), obecnie sędzia, wcześniej referendarz Barbara Klepacz, która złamała ostentacyjnie prawo umożliwiając Józefowi Gąsiorowi, wspólnikowi Kaziewicza, dalszą grabież bezbronnych osób
http://3obieg.pl/sedzia-wojciech-glowacki-ochranial-gliwickiego-lichwiarza-5

ciągle są nienaruszalni. Schoenborn nawet awansował do Sądu Okręgowego w tym samym mieście.

Czy tylko rewolucja może „ruszyć” ludzi, którzy spowodowali, że Temida w Gliwicach bardziej przypomina brudnego i skorumpowanego klauna niż boginię?

Trzy lata temu pisałem:
Słabość państwa przejawia się w tym, że nadyma się jedynie przed maluczkimi.
A ich problemy ma głęboko w dupie.
Po trzech latach widać wyraźnie, iż dewolucja III RP spowodowała, że Państwa nie ma.
Rządzą lokalne sitwy, a „centrala” jedynie pilnie baczy, by mieć udział w zyskach, nie próbując nawet wtrącić się do tego, co dzieje się na dole.

………………………………..

Czeka nas zatem kryterium uliczne, proszę państwa…

26.01 2015

https://

//www.youtube.com/watch?v=rkRIbUT6u7Q

Maciej Janson – adwokat, który kłamie?

$
0
0

1.

10653295_565703446909400_7811768751403856122_n

1 października 2014 roku pisałem o gliwickim Funduszu Hipotecznym ANIN SA, w którym to szefem rady nadzorczej został raczkujący dopiero gliwicki adwokat Marek Meller.
Kapitał akcyjny tego „funduszu” praktycznie nie gwarantuje nawet opłacenia kwartalnego czynszu za wynajmowany lokal, nie mówiąc już o uposażeniu sekretarki i rachunkach za telefon.
Niemniej poważnym atutem tej „firmy” może być bliski kontakt Marka Mellera z prawnikiem wielokrotnie opisywanego nie tylko na naszym portalu gliwickiego Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie.
Pisałem:
„24 lipca 2014 roku w Gliwicach powstaje spółka partnerska 3 adwokatów. Jeden z nich jest doskonale znany czytelnikom 3obiegu.
To rówieśnik Marka Mellera… Maciej Janson!
Ten sam, genialny aplikant, który wygrał przetarg organizowany przez własną teściową na obsługę prawną gliwickiego PCPR, zostawiając w tyle renomowane kancelarie prawne, choć jego oferta prawdopodobnie była najwyższa.
Ten sam, który już na pierwszy roku studiów prawniczych udzielał porad prawnych, jak do niedawna pisał o sobie.
Ówże Maciej Janson, kolejny rok obsługujący PCPR u boku dyrektorki, swojej (byłej?) teściowej Barbary Terleckiej – Kubicius m.in. w ramach Punktu Interwencji Kryzysowej ma dostęp do danych osobowych ludzi starych i schorowanych, mieszkańców powiatu gliwickiego. Na dodatek pełnienie tych usług nie wiąże się z obowiązkiem zachowania tajemnicy adwokackiej. A dane osobowe z PCPR już przecież wyciekły, i to za sprawą samej dyrektorki, Barbary Terleckiej-Kubicius. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by Janson, w ramach swoich obowiązków, doradzał starszym, schorowanym i ubogim, by korzystali z oferty Funduszu Hipotecznego ANIN SA, gdyż środków w samorządzie na pomoc najuboższym najzwyczajniej brak. A do tego jeszcze ta biurokracja…
A tutaj, oprócz comiesięcznych pieniędzy czeka jeszcze wycieczka do Watykanu.
Na razie gdybam, proszę państwa, aczkolwiek nie jestem w stanie uwierzyć, aby Maciej Janson był przyjęty do spółki dla wyjątkowych walorów swojego umysłu.
Nawet przez Marka Mellera.
Pewne jest tylko to, że uwidoczniony w KRS stan finansów Funduszu Hipotecznego ANIN SA grozi katastrofą.
I Janson jest jedyną osobą w tym kręgu, która może znacząco temu zaradzić.”

http://3obieg.pl/lekarz-watykan-i-plastikowe-glowki-cz-2

JPM 2 Meller, Janson i Pulda

2.

10676344_565702156909529_5304421451282736960_n
Szara rzeczywistość Polski pod ośmioletnimi rządami wiadomych partii nie PO-zwoliła mi wierzyć, że tekst spotka się z jakąkolwiek reakcją urzędu.
Bo przecież wszystkie postępują w myśl zasady odkrytej jeszcze u schyłku PRL przez Wałęsę Lecha:
Stłucz termometr, nie będziesz miał gorączki!
Myliłem się.
Tekst Lekarz, Watykan i plastikowe główki spotkał się z reakcją.
Teściowa Jansona, Barbara Terlecka – Kubicius, służbowo dyrektorka PCPR, pisze:

ScanImage002

… W zakresie zabezpieczenia danych wrażliwych znajdujących się w rejestrze PCPR w Gliwicach, obowiązuje Zarządzenie Dyrektora nr 7/2011 z dnia 15 marca 2011 r. w sprawie polityki bezpieczeństwa i zarządzania systemem informatycznym służącym do przetwarzania danych osobowych w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Gliwicach.
Powołane zarządzenie stanowi szczegółowe bezwzględnie obowiązujące przepisy prawa w zakresie ochrony danych osobowych.
Osoby mające dostęp do danych osobowych w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Gliwicach podpisują stosowne oświadczenie dotyczące znajomości regulacji prawnych ustawy o ochronie danych osobowych z dnia 29 sierpnia 1997 r. wraz z obowiązaniem do ich przestrzegania. Nadto osoby te posiadają stosowne upoważnienia Dyrektora PCPR do przetwarzania danych osobowych. Procedura ta obowiązuje również prawnika, wykonującego usługi prawne.
Po przedstawieniu wydruków komputerowych (materiałów medialnych ze strony internetowej 3obieg.pl) dołączonych do wniosku Pani Aleksandry Chmiel z dnia 18.12 2014 r. , Pan Maciej Janson, którego sugestie wnioskodawczyni dotyczą, oświadczył, że nie jest w żaden sposób związany z Funduszem Hipotecznym „Anin” S.A. W szczególności nie pozostaje z wyżej wymienioną spółką w żadnym stosunku zawodowym oraz nie świadczył na rzecz ww. firmy żadnych usług.
W załączeniu przekazujemy oświadczenie Pana Macieja Jansona w powyższej sprawie.

Pod pismem widnieje podpis pani Barbary Terleckiej- Kubicius, niestety niezbyt widoczny na skanie.
A tutaj oświadczenie adwokata Macieja Jansona:

3

W związku z treścią przedstawionych mi wydruków strony internetowej www.3obieg.pl sugerujących jakobym pozostawał w ścisłym związku zawodowym z prezesem firmy Fundusz Hipoteczny „Anin” S.A. oświadczam, że nie jestem powiązany w żaden sposób z wspomnianą spółką. Nie świadczę też na rzecz firmy Fundusz Hipoteczny „Anin” S.A. żadnych usług.

Na oryginale podpis pana adwokata.

3.

logo_adwokatury_m1

Urząd zapewne traktuje sprawę za załatwioną.
Bo Janson przemówił, a więc sprawy nie ma.
Ale ja jestem upierdliwy.
Pewnie dlatego, że przed laty nauczyli mnie czytać ze zrozumieniem, a na dodatek staram się również w taki sam sposób pisać.
Otóż nigdy nie zarzucałem Jansonowi, że jest powiązany z prezesem Funduszu Hipotecznego „Anin” SA.
W cytowanym tekście z października wyraźnie piszę, że adwokat Janson z ówczesnym prezesem rady nadzorczej „funduszu” prowadzą razem spółkę.
Niewątpliwie zachodzi stosunek powiązania pomiędzy tymi dwoma podmiotami – spółką partnerską JPM, w której Janson jest partnerem Mellera, a Funduszem Hipotecznym „Anin” SA, gdzie Meller z kolei przewodniczy(ł?) Radzie Nadzorczej.

10653295_565703446909400_7811768751403856122_n

Oczywiste więc jest, że Janson zaprzeczając istnieniu powiązań z Funduszem Hipotecznym „Anin” najzwyczajniej w świecie łże.

Dodatkowo Meller „powiązany jest” z prezesem Funduszu Hipotecznego „Anin” SA w spółce SIW spółka z ograniczoną odpowiedzialnością (KRS: 0000352230) , w której to dysponuje 16 udziałami o łącznej wartości 800,- zł, podczas gdy prezes „funduszu”, Rusłan Laszczowski, ma ich aż 52 o łącznej wartości 2.600,- zł.
Firma ta zajmuje się… windykacją, co nie stanowi zajęcia godnego nawet początkującego adwokata.

4.

Nie sposób nie zauważyć, że jednostronicowa odpowiedź Barbary Terleckiej – Kubicius, cytowana w punkcie 2, zamiast uspokajać, budzi niepokój.
Bo wynika z niej jedno – całe zabezpieczenie danych osobowych w PCPR opiera się… na podpisywaniu deklaracji.
Pewnie by to starczyło, gdyby w PCPR pracowały anioły.
Ale strona etyczna dyrektor Terleckiej co najmniej stoi, i to wyjątkowo mocno, pod znakiem zapytania.
Niespełna trzy lata temu pisałem o przetargu, jaki odbył się w gliwickim PCPR-ze.
Janson, będąc wówczas jeszcze aplikantem, wygrał go.
… do przetargu stanęły 3 kancelarie prawne oraz jedna osoba prywatna, kończący aplikację adwokacką zięć dyrektorki zamawiającego, zamieszkały pod tym samym adresem co ona (Barbara Terlecka – Kubicius)!, Maciej Janson.
Jeszcze w przedbiegach odpadła jedna z kancelarii, albowiem zdaniem zamawiającego nie posiadała wystarczającego doświadczenia.
Do dalszego etapu przeszły dwie kancelarie prawne (adwokacka i radcowska) oraz zięć dyrektorki, aplikant Janson.
Ponieważ wszystkie trzy podmioty zdaniem zamawiającego dawały taką samą gwarancję rzetelnego wykonywania zamówionej usługi (czyżby praktyczne otwarcie zawodów prawniczych dla każdego?) w dalszym etapie porównano już tylko wartości ofert.
Jako pierwszy odpadł radca prawny (co z tego, że z ugruntowanym wieloletnim doświadczeniem?), gdyż oferta wynosząca prawie 33.000,- zł w skali roku była za wysoka.
Pewny problem dla komisji stanowiła jedynie oferta zięcia dyrektorki. Oto zamiast podać całoroczny koszt usługi podał on wartość jednej roboczogodziny.
Achtung! Attention! Uwaga!
Zięć – aplikant wycenił swoją godzinę na 90,- zł (dziewięćdziesiąt!).
PT komisja złożona m.in. z zastępcy teściowej, stanęła jednak na wysokości zadania – przemnożyła ilość godzin przez cenę jednostkową, i
HOSANNA!!!
oferta zięcia okazała się być najniższą!
Konkretnie:
Kancelaria adwokacka – 19.680,- zł.
Zięć – aplikant – 18.540,- zł!
W skali miesiąca mniej o całe 95,- zł.
http://3obieg.pl/dlaczego-terlecka-klamie-cz-3-czyli-przetarg

………………..
Nie tylko moim zdaniem wynik tego „przetargu” dowiódł nepotyzmu Terleckiej w stopniu mocno zaawansowanym.
Co niejako automatycznie wywołuje zrozumiałą nieufność wobec tej urzędniczki.
Ale kłopoty z etyką ma nie tylko Janson i jego teściowa.
Marek Meller w sposób oczywisty naruszył Kodeks Etyki Adwokackiej.
Konkretnie § 12:
Adwokatowi nie wolno udzielać pomocy prawnej, która ułatwiałaby popełnienie przestępstwa lub wskazywałaby możliwość uniknięcia odpowiedzialności karnej za czyn, który miałby zostać popełniony w przyszłości.*
Tymczasem Meller działał ramię w ramię z Józefem Gąsiorem, który podszywał się pod prezesa (od lipca 2008 r.!) towarzystwa finansowego „FUNT” sp. z o.o. ongiś w Gliwicach, a od 2010 roku nieznanej z miejsca pobytu. To jednak nie przeszkadzało Mellerowi by występować w jej imieniu w 2013 r. na podstawie umocowania kryminalisty Józefa Gąsiora z wnioskami do komornika, choć musiał mieć świadomość, ze uczestniczy w najzwyklejszej kradzieży.

5.

Opisane wyżej zachowania mają tyle wspólnego z etyką, co poseł Niesiołowski z kulturą osobistą.
Adwokat, który kłamie, adwokat, który pomaga w kradzieży, urzędnik kurczowo trzymający się stołka mimo tego, że już dwa lata powinien być na emeryturze i najwyraźniej dbający jedynie o to, by jak najwięcej pieniędzy trafiało do własnej rodziny – oto symbole Gliwic w połowie drugiej dekady trzeciego tysiąclecia.

………..

I śmiesznie, i strasznie zarazem.

31.01 2015

___________________________________

*  Zbiór Zasad Etyki Adwokackiej i Godności Zawodu (Kodeks Etyki Adwokackiej)

Józef Gąsior: oskarżony!

$
0
0

1.

paragraf269_8

29 maja 2014 roku Józef Gąsior został formalnie oskarżony o to, że:
1. w dniu 7 czerwca 2013 roku w Gliwicach, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, składając pozew o wydanie nakazu zapłaty, poprzez wprowadzenie Sądu Okręgowego w Gliwicach w sprawie I C 154/13 w błąd co do istnienia roszczeń finansowych przysługujących mu wobec spółki Silesia w sytuacji, gdy roszczenia wynikające z weksli były bezpodstawne, gdyż zostały zaliczone na poczet udziałów, objętych przez niego w dniu 22 października 1999 r. w ilości 2453 w spółce Silesia, usiłował doprowadzić Silesia sp. z o.o., będącą następcą prawnym Spółdzielni Inwalidów „Silesia” w Likwidacji Zakład Pracy Chronionej, do niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem w kwocie 114.976,98 zł (…).
2. w dniu 12 września 2012 roku w Gliwicach, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, indosując – jako prezes zarządu spółki FUNT – na Przedsiębiorstwo Handlowe Energohurt sp. z o.o. weksel wystawiony w dniu 118 września 2009 r. przez prezesa zarządu Silesia sp. z o.o. (Grzegorza Kaziewicza – przyp. HD) na rzecz Towarzystwa Finansowego Funt sp. z o.o. w sprawie VII GNc 4911/12 w błąd co do pełnienia funkcji członka zarządu spółki Funt i posiadania tym samym uprawnień do reprezentacji tej spółki, które wygasły z dniem 30 czerwca 2008 r., doprowadził Silesia sp. z o.o. do niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem w kwocie 48.000,- zł (…).
Pod aktem podpisany jest zastępca prokuratora rejonowego Tomasz Woźnicki.
Sprawa nosi oznaczenie Ds. 403/13, w Sądzie Rejonowym w Gliwicach III K 598/14.

2.

paragraf

Jeśli organ wymiaru sprawiedliwości po 11 latach od złożenia pierwszego zawiadomienia o przestępczej działalności Kaziewicza i Gąsiora zdecydował się wreszcie na postawienie zarzutu temu ostatniemu należy odnotować to jako częściowy sukces.
Akt oskarżenia wpłynął do Sądu Rejonowego w Gliwicach 29 maja 2014 roku.
Niespełna rok wcześniej sędzia Sądu Rejonowego w Gliwicach, Barbara Klepacz, wtedy jeszcze będąc referendarzem, przyjmuje wniosek Gąsiora, podającego się za prezesa towarzystwa finansowego FUNT, i ustanawia prokurenta w osobie niejakiego Andrzeja Siłki, choć kartę wcześniej umorzyła postępowanie wobec Gąsiora, które to miało nałożyć na niego grzywnę jako na prezesa spółki – widma. Bowiem uznała, że spółka zarządu nie posiada!
http://3obieg.pl/polska-rzeczpospolita-korupcyjna-prokura

Gąsior zdaniem gliwickiego sądu nie jest członkiem zarządu, gdy chodzi o wymierzenie grzywny za niewskazanie adresu spółki, i jest nim, gdy chodzi o ustanowienie prokury, umożliwiającej dalsze działanie firmy – widma!

paragraf 1

3.

Spółka nie znana z miejsca pobytu nie może być skontrolowana.
Jednak spółka posiadała konto, na którym to po 30 września 2008 roku znalazło się … prawie milion złotych!
Wszystkie trafiły do Józefa Gąsiora, który jako jedyny dysponował firmowym kontem.
Konto zostało zlikwidowane, kiedy było już zajęte przez komornika.
Jedna z ofiar gliwickich oszustów po paroletnich trudach doprowadziła bowiem do umorzenia nakazu zapłaty opartego o sfałszowany weksel, a następnie uzyskała wyrok umożliwiający zwrot bezpodstawnie zabranych jej pieniędzy.
Nie ma jednak realnych możliwości ich odzyskania.
Kasa, zagarnięta przez Gąsiora, rozpłynęła się bowiem w powietrzu, a egzekucja komornicza nie daje rezultatu.
Poszukiwania majątku tf FUNT sp. z o.o. są również bezcelowe – nie wiadomo bowiem, gdzie firmy tej szukać!

4.

gif.paragraf_deptany

Jeszcze we wrześniu 2013 roku gliwicki adwokat Marek Meller działał w imieniu Towarzystwa Finansowego „Funt” sp. z o.o. na podstawie pełnomocnictwa udzielonego przez … prezesa Józefa Gąsiora! Na papierze firmowym z uwidocznionym nieaktualnym od trzech lat adresem!
Czy Meller nie wiedział, że jest narzędziem megaoszusta?
Przecież to adwokat, prawnik, który mógł stwierdzić stan faktyczny za pomocą 3 minutowej wizyty w gliwickim KRS.
Nic go więc nie tłumaczy.
Nic nie tłumaczy również sędzi Barbary Klepacz..
Wydanie dwóch sprzecznych ze sobą postanowień może oznaczać tylko to, że jedno z nich było kupione.
Trudno bowiem dopuścić do siebie myśl, że absolwentka prawa (a więc wcześniejsza maturzystka) jest aż taką idiotką, że nie rozumie, co sama napisała na karcie obok!
http://3obieg.pl/polska-rzeczpospolita-korupcyjna-prokura

5.

chcesz-wypromowac-swoja-kancelarie-prawna

Oskarżenie Józefa Gąsiora nie oznacza jednak, że poniesie on jakąkolwiek karę.
Bo czy można ufać w niezawisłość sądu, skoro przynajmniej jeden z sędziów jest „sponsorowany” przez wspólnika Józefa Gąsiora?
http://3obieg.pl/sedzia-cokolwiek-sponsorowany
Na dodatek ciągle nie wiadomo, który z sędziów korzystał z okazyjnych wyjazdów oferowanych przez katowicką firmę BTZ sp. z o.o., której Gąsior był prezesem.
Funkcję pełnił mimo prawomocnego wyroku karnego!

6.

Gdzie jest Urząd Kontroli Skarbowej, który potrafi zohydzić życie Kowalskiemu za kwoty 20, 30 razy niższe?
Tymczasem obracanie setkami tysięcy złotych, na które nie ma żadnego pokrycia, odbywa się poza jego zainteresowaniem!
A przecież był o tym informowany jeszcze w 2004 roku!

7.

Rechtsfindung

Moi informatorzy twierdzą, że pakiet wierzytelności, jakim jeszcze dysponuje tf FUNT opiewa na prawie 500.000,- zł.
Pół miliona to kwota nazbyt łakoma, by ją zostawić.
Dlatego właśnie został ustanowiony prokurent.
Oczywiście ustanowienie go przez osobę, która od 1 lipca 2008 r. nie ma nic wspólnego ze spółką jest mało warte.
Tyle, że w ewentualnych procesach będzie legitymował się wypisem z KRS, co każdy skład sądzący przyjmie za dobrą monetę, a ewentualny pozwany będzie miał do czynienia np. z adwokatem Mellerem, a więc nawet do głowy mu nie przyjdzie, jak wielka jest to mistyfikacja.
Wygląda na to, że sędzia Klepacz umożliwiła kolejne oszustwa.

2.02 2015

Trzecia władza: tak trudno znieść krytykę?

$
0
0

Przypomnijmy:
24 czerwca 2014 roku ukazał się mój tekst pod jakże znamiennym tytułem: Polska Rzeczpospolita Korupcyjna: Prokura.
Tu: http://3obieg.pl/polska-rzeczpospolita-korupcyjna-prokura

Została przedstawiona w nim historia wpisu prokurenta nieznanej z miejsca pobytu firmy Towarzystwo Finansowe FUNT sp. z o.o. ongiś w Gliwicach. Pani referendarz (obecnie sędzia) Barbara Klepacz naprzód umorzyła postępowanie przymuszające zarząd w osobie Józefa Gąsiora do ujawnienia siedziby spółki z uwagi na to, że w firmie… brak jest zarządu.
Następnie 13 września 2013 roku postanowiła wykreślić z urzędu dotychczasowy adres spółki.
Z uzasadnienia:
W dniu 29 maja 2013 roku Sąd Rejestrowy uzyskał informację od Naczelnika II Urzędu Skarbowego w Gliwicach, iż Towarzystwo Finansowe FUNT Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością pod adresem ujawnionym w Krajowym Rejestrze Sądowym czyli Gliwice, ul. Główna 8 nie posiada siedziby, albowiem nie działa pod niniejszym adresem, nie ma również zawartej umowy na najem lokalu. Powyższe pismo dało podstawę do wszczęcia postępowania przymuszającego do ujawnienia zmiany siedziby spółki. Prowadzone postępowanie zostało umorzone z uwagi na brak zarządu w spółce.
Zgodnie z art. 24 ust. 4 ustawy z dnia 20 sierpnia 1997 r. o Krajowym Rejestrze Sądowym w szczególnie uzasadnionych przypadkach sąd rejestrowy może dokonać z urzędu wpisu danych odpowiadających rzeczywistemu stanowi rzeczy, o ile dokumenty stanowiące podstawę wpisu znajdują się w aktach rejestrowych, a dane te są istotne.

Za uzasadniony przypadek z całą pewnością uznać należy brak osób obowiązanych do złożenia w toku postępowania przymuszającego wymaganego wniosku.

Przy czym uznać należy, że dane dotyczące siedziby spółki są dla uczestników obrotu bardzo istotne.

SONY DSC

Ta sama Barbara Klepacz dnia 5 grudnia 2013 roku na wniosek Józefa Gąsiora, podającego się za prezesa TF FUNT sp. z o.o. dokonuje wpisu jako prokurenta niejakiego Andrzeja Siłkę.

SONY DSC

SONY DSC

Barbara Klepacz posiada wiedzę, że w spółce brak jest zarządu co najmniej od dnia 13 września 2013 roku, ale uwzględnia wniosek Gąsiora podającego się za prezesa niespełna kwartał później!
Artykuł postawił także kilka innych pytań, na które rzetelna odpowiedź powinna spowodować niewielkie trzęsienie ziemi w środowisku prawniczym Gliwic.
Dopiero wystąpienie do rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Gliwicach spowodowało odzew.
Pan sędzia Tomasz Pawlik najwyraźniej uznał, że na tak jawne wykazanie co najmniej nieprawidłowości w funkcjonowaniu sądu najlepszą obroną będzie atak.
Pisze:
W nawiązaniu do opublikowanego na Państwa portalu materiału: „Polska Rzeczpospolita Korupcyjna: Prokura” oraz cyklu artykułów:” Sędzia Wojciech Głowacki ochraniał gliwickiego lichwiarza?” uprzejmie informuję, że przeprowadzone postępowanie wyjaśniające nie potwierdziło podniesionych w tych materiałach zarzutów.*
Otóż zdaniem pana rzecznika Sądu okręgowego w Gliwicach Tomasza Pawlika (wydział XI wizytacyjny):
Odnośnie pierwszego z tych materiałów wypada stwierdzić, że jego autor nie uwzględnia, że kognicja Sądu w postępowaniu rejestrowym jest ograniczona. W związku z tym nie było możliwości odmowy wpisu osoby prokurenta w sytuacji, gdy wpis wykreślenia Józefa Gąsiora jako Prezesa Zarządu nie był prawomocny.

Informacja o możliwości wykreślenia nie była bowiem dostępna dla referendarza sądowego dokonującego wpisu prokurenta.*

Panie sędzio Pawlik, staram się zachować powagę, bo jako człowiek średniej już daty mam szacunek do sądów, choć znam nazbyt wiele przykładów, że zatrudnieni tam robią wszystko, by szacunek ten utracić.
Barbara Klepacz, obecnie sędzia w Sądzie Rejonowym w Gliwicach, jako referendarz uznała dnia 13 września 2013 roku, że firma TF FUNT sp. z o.o. nie posiada zarządu, a niespełna trzy miesiące później, 5 grudnia 2013 roku, uwzględniła wniosek podającego się za prezesa tejże Józefa Gąsiora w przedmiocie ustanowienia prokurenta!

Uznała tym samym, że TF FUNT sp. z o.o. zarząd posiada!
Ta sama referendarz wydała dwa wzajemnie wykluczające się postanowienia.

I chce pan, panie sędzio Pawlik, wmówić społeczeństwu, ze to jest wina procedury?
No to proszę podać, jakie to przepisy zezwalają na powyższą schizofrenię rejestrową?

Proszę nie zarzucać nierzetelności w zbieraniu materiałów, bo tekst jest oceną, być może ostrą, ale prawdziwą tego, co znajduje się w aktach niezawisłego sądu.
To nie moja wina, że nie da się interpretować inaczej tego, co zawierają.

Mleko się rozlało, sędzio Pawlik. Im prędzej pan zrozumie, że już nie da się zastraszać społeczeństwa i każdą słuszną krytykę „trzeciej władzy” przedstawiać jako bezprawny zamach na niezawisłość sędziowską, tym po prostu mniej będzie bolało to, co nieuniknione.

Natomiast z zadowoleniem przyjmuję informację, że wreszcie zostało wszczęte postępowanie zmierzające do usunięcia wpisu o prokurze:
Trzeba też zaznaczyć, że po ujawnieniu możliwości wystąpienia niedopuszczalnego wpisu prokurenta wszczęto z urzędu postępowanie o wykreślenie tego wpisu (sprawa w toku).*

Co do sędziego Głowackiego natomiast mam tylko jedno pytanie – uważa Pan, że najem mieszkania za 10% ceny jest w porządku?
To proszę to wyraźnie napisać.
A ja postaram się to upowszechnić nie tylko na tym portalu.
Przecież nie ukrywa Pan swoich poglądów, panie rzeczniku, prawda?

temida_made_in_poland

7.03 2015

_______________________________________

* Cytaty za: pismo R.P. 062-26/15 z dnia 6 marca 2015 roku.


Bitwa wygrana. Wojna trwa

$
0
0

O tej sprawie pisano już wielokrotnie.
Był 30 czerwca 2008 roku.
Niegdysiejszy lichwiarz z przełomu lat 1990/2000 o rodowodzie jeszcze esbeckim, Józef Gąsior „przeoczył”, że powinien zostać wybrany prezesem na kolejną kadencję.
Od tego czasu spółka pozostaje bez zarządu, a od początków 2010 roku również bez… adresu.
To jednak nie przeszkadzało, aby po 30 czerwca 2008 r. być aktywną przed sądami RP, czy też prowadząc egzekucje komornicze m.in. wobec Biura Pielgrzymkowo – Turystycznego „Gloria Transit” sp. z o.o. (KRS: 0000204001) – ok. 30.000,- zł uzyskanych przez komornika zostało przelanych na konto firmy-widma, do którego miał dostęp …jedynie Gąsior.
Podając się za prezesa nieistniejącej firmy FUNT Józef Gąsior w 2012 roku udzielił pełnomocnictwa gliwickiemu adwokatowi Markowi Mellerowi (rocznik 1980), który aktywnie próbował uczestniczyć w kolejnych egzekucjach lichwiarskich długów. Żeby absurd był jeszcze większy Meller pisma procesowe umieszczał na firmówkach Funta z zamieszczonym na nich fałszywym od co najmniej dwóch lat adresem tej nieistniejącej w realu firmy.

indeks

Czy Meller wiedział, że uczestniczy w wyjątkowo ohydnej hucpie?

Na to pytanie trzeba odpowiedzieć twierdząco – cv młodego adwokata świadczy ponad wszelką wątpliwość, że wiedział, i godził się na układ, mający przynieść mu spory zarobek..
Marek Meller ukończył studia w terminie (tak przynajmniej sam podaje). Już na ostatnim roku studiów został praktykantem w kancelarii notarialnej Wojciecha Walenty.
Po dyplomie kolejno:
1. aplikant w Sądzie Okręgowym w Gliwicach (3 lata – 2004 – 2007)
2. przez 3 miesiące praktykował u adwokata, by następnie osiąść jako
3. asystent sędziego w wydziale cywilnym Sądu Rejonowego w Gliwicach na kolejne lata (marzec 2005 – wrzesień 2007);
4. od czerwca 2009 roku wspólnik w kancelariach adwokackich.
Doświadczenia powinno wystarczyć, by podziękować panu Gąsiorowi za propozycję co najmniej nieetyczną, zwłaszcza, że od kilku lat mało kto w środowisku prawniczym Gliwic nie wie, kto to jest, a zwłaszcza  jego wspólnik, omc adwokat Grzegorz Kaziewicz.
A że do grona znajomych, z którymi Meller widywany jest na mieście, zalicza się zabrzańska prokurator Katarzyna Górska, więc aspekt karny wspomagania oszusta powinien być mu znany.
Tak, ta sama prokurator Górska*.

Ponoć łączy ich wspólne umiłowanie kilkunastoletniej whisky i oglądanie NFL (czyli footballu amerykańskiego) co najmniej na 60-calowym telewizorze ultra HD z komentarzem z fox sport.

Wydaje się bezsporne, że sprawa adwokata Mellera powinna trafić do Sądu Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej.
Ujawnione bowiem fakty przemawiają za tym, by poważnie rozważyć wydalenie Mellera z szeregów polskiej palestry.

logo_adwokatury_m1

To jednak dopiero przed nami.
Na dzisiaj udała nam się inna rzecz.
Ustanowiony prokurentem przez Józefa Gąsiora, podającego się za jednoosobowy zarząd firmy-widma, jeszcze w 2013 r. Andrzej Siłka wreszcie „zniknął” z KRS. Obecnie widnieje informacja, zgodna ze stanem faktycznym, że FUNT nie posiada ani zarządu, ani adresu, ani prokurenta.
KRS: 0000224183

To jednak nie kończy sprawy.
Po 30 czerwca 2008 roku Gąsior sam, bądź tez przez pełnomocnika, podejmował szereg czynności w imieniu rzekomo zarządzanej przez siebie spółki nieznanej z miejsca pobytu.
Akta KRS wskazują ponad wszelką wątpliwość, że składane były sprawozdania finansowe: 16 września 2008 r., 10 lipca 2009 r. i 11 lipca 2011 roku.
Pod sprawozdaniami widnieje podpis Józefa Gąsiora, jako rzekomego prezesa.

Dlaczego więc te sprawozdania zostały przyjęte, skoro w spółce nie było już wtedy żadnego zarządu?

I tak dotykamy o wiele szerszego problemu.

Sprawy rejestrowe nie są jedynymi, w których ta konkretna „osoba trzecia”, podszywająca się za prezesa nieznanej z miejsca pobytu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością (z istniejącym realnie jedynie kontem bankowym), dokonywała skutecznie czynności.

sad_rejon

Jest poza sporem, że sądy gliwickie muszą zrobić przegląd spraw, w których Józef Gąsior podawał się bezpodstawnie za prezesa firmy-widma i z urzędu wznowić postępowanie.

sad-okregowy-gliwice-0009-1360665054

Z informacji, jakie posiadam, wynika, że po 30 czerwca 2008 r. takich spraw było co najmniej kilka.
W tym egzekucje komornicze na co najmniej 50.000,- zł. Pieniądze te trafiły następnie na konto, do którego dostęp miał jedynie „prezes” Gąsior.
Konto jest już zlikwidowane.
„Prezes” zamknął je tuż przed zajęciem na poczet zwrotu kwoty ukradzionej jednej z ofiar.
Na pytanie, czy Józef Gąsior okradł nieznaną z miejsca pobytu firmę FUNT sp. z o.o., czy też takie działanie stanowiło element szerzej zakrojonego oszustwa, muszą odpowiedzieć organy ścigania, a ostatecznie późniejszy proces.
Tymczasem nie ma siedziby firmy, a więc nie ma gdzie szukać dokumentacji.
Jesteśmy skazani jedynie na domysły.
I powszechną wiedzę, że „prezes” Gąsior co najmniej od połowy lat 1990-tych ani przez jeden dzień nie pracował uczciwie.
No i jest jeszcze historia zlikwidowanego konta.
Więc może ktoś wreszcie sprawdzi, ile pieniędzy pobrał przez 6 lat Józef Gąsior.
Czy tylko dla siebie?

13.03 2015

__________________________________
*
14 grudnia 2010 w sprawie DS 1551/10 K. Górska odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie domniemanych przestępstw Elżbiety Mężyk i Iwony Ganczarskiej-Rachańskiej, sędziów Sądu w Tarnowskich Górach. E. Mężyk podejrzewa się o nie wpuszczenie poszkodowanego na ogłoszenie wyroku w jego sprawie (sprawa VII K 735/08, w lipcu 2010). Z kolei I. Ganczarska-Rachańska w sprawie znanego prokuratora-fałszerza, Janusza Sochackiego z Tarnowskich Gór (1), odmówiła nadania biegu aktowi oskarżenia twierdząc, że w aktach nie ma wniosku poszkodowanego o zwolnienie z kosztów; w rzeczywistości wniosek ten został złożony w sądzie za potwierdzeniem odbioru, na co jest dowód, lecz z akt usunęli go „nieznani sprawcy”. Fakty te potwierdził Sąd Okręgowy w Gliwicach który przyznał, że poszkodowany ma dowód złożenia wniosku, a samego wniosku w aktach „nie ma”. Górska nie usiłowała ustalić, kto usunął ten dokument z akt sprawy VI K 662/10. Podejrzenie kieruje się na I. Ganczarską-Rachańską jako przewodniczącą Wydziału VI, lecz do sekretariatu swobodny dostęp do dziś ma również oskarżony Janusz Sochacki, prokurator pracujący w tym samym budynku, i inne osoby, które mógł podjudzić do tego domniemanego przestępstwa.

https://sites.google.com/site/prokuraturazabrze/katarzyna-gorska

R. I. P. sp. z o.o.

$
0
0

O tym, że były prezes spółki i były mąż obecnej pani prezes w ostatnich miesiącach swojej kadencji nie reagował na oparte o weksle nakazy zapłaty sporo pisałem.
Prawdopodobnie SILESIA sp. z o.o. pod względem ilości wystawionych i uruchomionych następnie weksli własnych ustanowiła krajowy rekord.
Ale…
Dzięki „akcji WEKSEL” majątek spółki został uszczuplony o niespełna 550.000,- zł.
“Akcja WEKSEL” miała miejsce w 2012 roku. Bardzo dobrze dokumentują to wpisy w dziale IV księgi wieczystej nieruchomości jeszcze niedawno stanowiącej majątek spółki :
52.086,10 zł – NALEŻNOŚĆ OBJĘTA NAKAZEM ZAPŁATY W POSTĘPOWANIU NAKAZOWYM Z DNIA 13 LIPCA 2012 ROKU, SYGN. AKT VII GNC 2178/12;
57.054,52 zł – CELEM ZABEZPIECZENIA WIERZYTELNOŚCI WYNIKAJĄCEJ Z NAKAZU ZAPŁATY WYDANEGO W POSTĘPOWANIU NAKAZOWYM DNIA 16 LIPCA 2012 ROKU, SYGNATURA AKT VII GNC 1967/12;
253.610,00 zł – CELEM ZABEZPIECZENIA WIERZYTELNOŚCI WYNIKAJĄCEJ Z NAKAZU ZAPŁATY WYDANEGO W POSTĘPOWANIU NAKAZOWYM DNIA 15 LISTOPADA 2012 ROKU, SYGNATURA AKT I NC 68/12;
69.540,80 zł – CELEM ZABEZPIECZENIA WIERZYTELNOŚCI WYNIKAJĄCEJ Z NAKAZU ZAPŁATY WYDANEGO W POSTĘPOWANIU NAKAZOWYM Z WEKSLA DNIA 22 STYCZNIA 2013 ROKU, SYGNATURA AKT VII GNC 104/13.

Razem: 432.291,42

Faktycznie z kont spółki zniknęła kwota o ok. 25% większa – koszty egzekucyjne i odsetki.
Wszystkie te sprawy łączy jedno – ani razu Grzegorz Kaziewicz nie złożył sprzeciwu od nakazu zapłaty, choć w przypadku sprawy I NC 68/12 weksel miał być wystawiony ze względu na udzieloną wcześniej spółce pożyczkę spółce przez… córkę Józefa Gąsiora, bezrobotną w owym czasie!
Z kolei nakaz w sprawie VII GNC 104/13 wg moich informatorów był wydany pomimo braku jakichkolwiek dowodów na wykonanie nierozliczonych prac budowlanych. Pewnej pikanterii, jeśli w ogóle można użyć tego skądinąd zakładającego minimum subtelności słowa w tej akurat sprawie, dodaje to, że Grzegorz Kaziewicz na rzecz przedsiębiorcy dysponującego wekslem świadczył usługi prawne (!).
Powyższe kwoty zostały uregulowane dopiero po dokonaniu sprzedaży nieruchomości 29 maja 2014 roku.
Szczęśliwym nabywcą położonej w ścisłym centrum miasta nieruchomości (450 m od Rektoratu Politechniki Śląskiej) została M.M GROUP sp. z o.o. (KRS 0000430188) z Tarnowskich Gór, spółka o kapitale 10.000,- zł (dziesięć tysięcy zł). Nie oceniajmy spółki jedynie po kapitale. Jej prezes wchodzi w skład zarządu należącej w 98% do izraelskiej spółki GEUT INVESTMENT Ltd firmy Geut Polska sp. z o.o.(KRS: 0000285953), działającej aktywnie na rynku nieruchomości i developerskim.
Po trwających dość długo negocjacjach pieniądze w końcu trafiły na zajęte przez komornika konta spółki.
Prócz wymienionej już kwoty należność z miejsca została uszczuplona o kwotę zaciągniętego wcześniej kredytu ok. 300.000,- zł, blisko 240.000,- zł trzeba było oddać fiskusowi tytułem zaległych podatków i składek na ZUS, miejscowa ciepłownia za ogrzewanie otrzymała zaległe 160.000,- zł.
Wróble ćwierkają, a my powtarzamy za nimi, że na transakcji sprzedaży nieruchomości zarobił jeszcze pośrednik, który znalazł kupca na dobrze utrzymaną nieruchomość położoną w centrum Gliwic.
Wg naszych informatorów „prowizja”, jaką zagarnął kolejny krewny-lub-znajomy pani prezes oscylowała koło 10% ceny.
To oznacza kolejne 300.000,- zł, o które został uszczuplony majątek spółki.
Pozostała kwota, 1,650.000,- zł, powinna wystarczyć na nowe otwarcie, ale…
Należąca do ojca chrzestnego syna Kaziewiczów firma wystąpiła z roszczeniem o 1.500.000,- zł tytułem rzekomo należnych jej kar umownych, wynikających z umowy, jaką podpisał z nią w imieniu spółki SILESIA Grzegorz Kaziewicz, kiedy był jeszcze prezesem zarządu.
Na razie, w pierwszej instancji, pozew został oddalony.
Czy zablokowane na koncie spółki pieniądze zostaną użyte do otwarcia nowej działalności SILESIA sp. z o.o.?
Niestety, coup de grâce SILESII został zadany 31 grudnia 2014 roku.

silesia_1s2asilesia_3
W tym dniu nadzwyczajne zgromadzenie wspólników podjęło uchwałę o przyznaniu pani prezes Annie Kaziewicz pożyczki w wysokości 1.500.000,- zł (jeden milion pięćset tysięcy złotych!).
W ramach demokratycznej procedury uchwała była poddana głosowaniu.
Za uchwałą oddano wszystkie 5082 głosy, obecne na zgromadzeniu.
Personalnie wygląda to tak, że za przyznaniem sobie pożyczki głosowała Anna Kaziewicz, która z racji posiadanego kapitału dysponuje 5081 głosami, i jeszcze jedna osoba, posiadająca 1 głos, czyli reprezentująca 0,01% kapitału.

silesia_4silesia_5silesia_6

silesia_7silesia_8

Oczywiście Anna Kaziewicz nie chce za darmo pieniędzy od zarządzanej przez siebie firmy.
Pożyczka ma być oprocentowana na poziomie o 1% wyższym niż średnie oprocentowanie lokat terminowych w BPH SA.
Zobaczmy więc, jak się rzeczy mają.
Zdębiałem.
Sami popatrzcie.
Tu: http://www.bph.pl/pl/klienci_indywidualni/oszczednosci/lokaty/standardowa
Przy półrocznej lokacie BPH oferuje… aż 1,20% rocznie.
Czyli Anna Kaziewicz uchwaliła, że Anna Kaziewicz otrzyma pożyczkę oprocentowaną na 2,30% rocznie!
Oznacza to, że z kapitału 1.500.000,- zł spółka po roku otrzyma 34.500,- zł.
2.875,- zł miesięcznie.
Mniej, niż wynosi składka ZUS od obecnego wynagrodzenia pani prezes.
Jest więc oczywiste, że tak obficie zasilana firma nie jest w stanie przetrwać nawet miesiąca.
Pomijając najprostsze z możliwych rozwiązanie – pani Anna Kaziewicz będzie odliczać nie wypłacaną sobie pensję od pożyczonego kapitału zdecydowanie bardziej wydaje się prawdopodobny inny wariant.
Otóż zgodnie z art. 723 kodeksu cywilnego jeżeli termin zwrotu pożyczki nie jest oznaczony, dłużnik obowiązany jest zwrócić pożyczkę w ciągu sześciu tygodni po wypowiedzeniu przez dającego pożyczkę.
Skoro udzielenie pożyczki wymagało uchwały wspólników, tak samo będzie wyglądać jej wypowiedzenie.
Anna Kaziewicz tymczasem posiada 50,81% głosów w spółce. Nie istnieje prawna możliwość przegłosowania jej, oczywiście poza przypadkiem, gdy prawidłowo powiadomiona nie przyjdzie na zgromadzenie wspólników.
To, niestety, nie jest jedyne rozwiązanie.
Spółka w tej chwili posiada jedynie mieszkanie, zajmowane przez sędziego Sądu Rejonowego w Gliwicach Wojciecha Głowackiego aż do 1 maja 2018 roku za 200 zł brutto miesięcznie.
Najprawdopodobniej i ono znajdzie kupca, nawet za cenę znacząco niższą od rynkowej.
Nawet z lokatorem.
I już nie będzie przeszkód, aby SILESIA sp. z o.o. stała się nieznaną z miejsca pobytu, niczym należące w 50% do Anny Kaziewicz Towarzystwo Finansowe FUNT sp. z o.o.
Wtedy jedyną poszlaką, że kiedykolwiek pożyczka taka miała miejsce będzie ten artykuł.
I repertorium A pani notariusz.

23.03 2015

Józef Gąsior: gangster pod specjalnym nadzorem?

$
0
0

396622_1333820825848_o

A jednak mimo wpłynięcia do gliwickiego sądu rejonowego aktu oskarżenia w maju ubiegłego roku do dnia dzisiejszego sprawa o sygnaturze III K 598/14 jeszcze się nie zaczęła!
Przypominam, że Gąsior został oskarżony o to, że:
1. w dniu 7 czerwca 2013 roku w Gliwicach, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, składając pozew o wydanie nakazu zapłaty, poprzez wprowadzenie Sądu Okręgowego w Gliwicach w sprawie I C 154/13 w błąd co do istnienia roszczeń finansowych przysługujących mu wobec spółki Silesia w sytuacji, gdy roszczenia wynikające z weksli były bezpodstawne, gdyż zostały zaliczone na poczet udziałów, objętych przez niego w dniu 22 października 1999 r. w ilości 2453 w spółce Silesia, usiłował doprowadzić Silesia sp. z o.o., będącą następcą prawnym Spółdzielni Inwalidów „Silesia” w Likwidacji Zakład Pracy Chronionej, do niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem w kwocie 114.976,98 zł (…).

2. w dniu 12 września 2012 roku w Gliwicach, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, indosując – jako prezes zarządu spółki FUNT – na Przedsiębiorstwo Handlowe Energohurt sp. z o.o. weksel wystawiony w dniu 18 września 2009 r. przez prezesa zarządu Silesia sp. z o.o. (Grzegorza Kaziewicza – przyp. HD) na rzecz Towarzystwa Finansowego Funt sp. z o.o. w sprawie VII GNc 4911/12 w błąd co do pełnienia funkcji członka zarządu spółki Funt i posiadania tym samym uprawnień do reprezentacji tej spółki, które wygasły z dniem 30 czerwca 2008 r., doprowadził Silesia sp. z o.o. do niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem w kwocie 48.000,- zł (…).

zloto2

Powyższa sprawa trafiła na wokandę 24 lipca 2014 roku.
A raczej miała trafić, bo zdążyła z niej spaść trzy razy z rzędu ze względu na chorobę…. sędziego!
Prawdopodobnie Sąd Rejonowy ustanowił tym samym kolejny rekord, i to nie Polski, ale… całej Unii Europejskiej, i to z uwzględnieniem sądownictwa Rumunii i Bułgarii.
Prowadzący sprawę sędzia Marek Kościelniak najwidoczniej jest nader chorowity, więc może pora pomyśleć o udzieleniu mu rocznego urlopu celem poratowania zdrowia?
I przekazanie sprawy komu innemu?
Bo przecież nie podejrzewamy go o specjalne unikanie akurat tego podsądnego.
Co prawda jaskółki, które uwiły sobie gniazda pod dachem gliwickiej rejonówki świergolą, że w przypadku skazania Gąsiora przed zakończeniem okresy próby kara pozbawienia wolności w zawieszeniu, jaką wymierzył mu Sąd Okręgowy w Opolu (III K 148/04 ) zamieniłaby się w bezwzględną odsiadkę, i stąd bierze się ta przewlekłość postępowania, to jednak nie dajemy temu wiary w najmniejszym stopniu.
Podobnie jak nie dajemy wiary pogłoskom, które nadzwyczajną łagodność śląskiej Temidy wobec Gąsiora usiłują wiązać z Biurem Turystyki Zagranicznej w Katowicach, z którego oferty korzystali sędziowie i inni śląscy urzędnicy.
A Józek, pomimo prawomocnego skazania, również i tam pełnił funkcję prezesa.

123c9b1f_650

Jednak bezsporne jest występowanie Józefa Gąsiora w wielu sprawach cywilnych i karnych, oraz udzielanie pełnomocnictwa adwokatowi Markowi Mellerowi, co czynił jako prezes nieistniejącej w rzeczywistości firmy FUNT sp. z o.o., a na dodatek od 6 lat nie piastował tej funkcji.
Ba, jako rzekomy prezes był dysponentem konta firmy-widma, z którego wybierał pieniądze pochodzące m.in. z kradzieży na szkodę Małgorzaty D.
Tymczasem młyny sprawiedliwości ludzkiej mielą powoli – dopiero po 11 latach na wokandę trafiła sprawa o udział Józefa Gąsiora w związku o charakterze zbrojnym, co popularnie nazywamy mafią (III K 1106/02)!
Czy i kto przez te wszystkie lata pilnował, żeby Gąsior nie doznał krzywdy?
Oto jest pytanie….

gbg01

8.04 2015

Walka o kasę

$
0
0

zloto2

7 lipca 2000 roku Sąd Rejonowy Wrocław Fabryczna wydaje nakaz zapłaty (sgn IV Ng 4292/00) przeciwko Józefowi Gąsiorowi i Mirosławowi Ewiak, wspólnikom spółki cywilnej CARBOTECH w Gliwicach (jej następcą prawnym jest widniejąca tylko w sądowych rejestrach spółka jawna Multibest – Józef Gąsior wraz z małżonką). Mirosław Ewiak w chwili wydania nakazu przebywał na Mauritiusie, gdzie zaginął. W kraju pozostał Józef Gąsior, ale, mimo doręczenia nakazu, nie złożył żadnego sprzeciwu.
Po kilki miesiącach dwaj radcowie prawni z Wrocławia, Skiba i Wojciechowski, którzy byli powodami w powyższej sprawie, scedowali wyrok na nikomu jeszcze nieznanego referenta Grzegorza Kaziewicza.
Ten wszczął postępowanie egzekucyjne, w wyniku którego stał się posiadaczem wszystkich udziałów Ewiaka, a także jego mieszkania w Zabrzu (70 m kw., ul. Janika).
Mimo posiadania tytułu także na Józefa Gąsiora, Kaziewicz nie rusza go. Co więcej, Józef Gąsior raz dwa sprzedaje swoje udziały (liczbowo równe należącym do Ewiaka) żonie Kaziewicza, Annie.
Po latach, gdy rodzinny układ zaczął się sypać, Józef Gąsior pozwał Annę do sądu.
W złożonym pozwie domagał się uznania za pozorną umowy kupna – sprzedaży udziałów zawartą 26 lipca 2000 roku dlatego, że była ona zawarta w celu… zrobienia w przysłowiowe bambuko jego wierzycieli!
Dokładnie pisał tak:
W momencie składania oświadczeń na umowie, wola stron nakierowana była na upozorowanie sprzedaży udziałów w celu uniemożliwienia wykonania czynności egzekucyjnych. Zarówno pozwana, jak i ja, działaliśmy w celu wprowadzenia w błąd i przedstawienia umowy zawierającej skwitowanie zapłaty i datę pewną potwierdzoną przez urząd skarbowy. Wszystkie te działania miały na celu upozorowanie przed innymi osobami sprzedaży udziałów w celu niedopuszczenia do ich wyegzekwowania należności na rzecz moich wierzycieli. W wyniku nieformalnego, tajnego porozumienia pozwana mała przepisać zwrotnie na mnie udziały objęte umową pozorną. Pozwana jednak chce mnie oszukać i zatrzymać udziały.
Anna Kaziewicz stanowczo odrzuciła te zarzuty. Jako że Gąsior nie przedstawił żadnych dowodów poza swoim oświadczeniem, sąd pozew oddalił.
http://3obieg.pl/jozef-gasior-pozywa

5000000 maur

Nasi informatorzy twierdzą jednak, że Anna Kaziewicz w tym czasie nie dysponowała takimi pieniędzmi. I że Gąsior nie kłamie.
Czy była to operacja mająca na celu szybkie „zabezpieczenie” majątku przed wierzycielami obu wspólników?
Dzisiaj widać to wyraźnie – biznesmen Gąsior wraz z biznesmenem Ewiakiem prowadzili działalność polegającą na przedstawianiu bankom do wykupu… nieistniejących weksli!
Niepozorny oddział PROSPER – BANKU, dzisiaj wchodzący w skład Banku Zachodniego WBK SA w końcu lat 1990 spółce cywilnej Józefa Gąsiora i Mirosława Ewiaka, szumnie nazywającej się Biuro Brokera Finansowego „CARBOTECH POLAND” s.c. udzielił kredytu dyskontowego. Broker przedstawił weksle własne firmy MIKAMA SA.
W sumie było ich pięć, każdy po 100.000- zł!
Blisko pół miliona złotych prawie dwadzieścia lat temu stanowiło olbrzymią fortunę. Jednak, gdy nadszedł termin wykupu weksli przez MIKAMĘ, okazało się, że nici z tego. Firma nie uznała weksli za swoje, w związku z czym bank zwrócił się do wspólników o zwrot wypłaconych wcześniej pieniędzy.
9 czerwca 2000 r., a więc znowu tuż przed wyjazdem w ostatnią podróż przez Mirosława Ewiaka, została zawarta umowa o restrukturyzację spłaty zadłużenia powstałego z tego właśnie tytułu.
Ewiak i Gąsior do spłacenia mieli, bagatela, „tylko” 516.671,34 zł!
Kto stał, po stronie banku, za tą transakcją?
Jaskółki, które przesiadują za oknami niejednej firmy i niejednego mieszkania mówią, że ta sama osoba, która praktycznie w tym samym czasie uruchamiała kredyty dla mafii paliwowej, reprezentowanej również przez mieszkańca Gliwic, Wiesława S., a po wyjściu z więzienia udzielała porad na jednym z finansowych forów (opłacanych, rzecz jasna, przez tego samego Wiesława), czerpiąc z tego tytułu pokaźne tantiemy. (…)
To jednak nie jedyne wyłudzenie, przybierające pozór „dyskonta weksli”. Kolejny poszkodowany bank to BPH w Mysłowicach. Dnia 13 marca 2001 roku Sąd Okręgowy w Katowicach nadał nakazowi zapłaty z dnia 19 stycznia 2001 r. (sgn XIV Ng 1173/00/14) klauzulę wykonalności. Tym razem kwota uzyskana z „dyskonta” weksli wynosiła 2.103.360,- zł!
Ponad dwa miliony złotych!!
(…)
14 lutego 2000 roku Sąd Okręgowy w Katowicach, XIV Wydział Gospodarczy, orzekł, że pozwani Józef Gąsior i Mirosław Ewiak powinni solidarnie uiścić na rzecz Polskich Kolei Państwowych kwotę 724.736,06 zł (sgn XIV GC 2059/99/4).
http://3obieg.pl/sedzia-wojciech-glowacki-ochranial-gliwickiego-lichwiarza-2

Do powyższych kwot należy dołożyć 3.450.000,- zł, jakie zostały wyłudzone z rybnickiego oddziału PKO SA jeszcze w 2000 roku.
Faktycznie, powód do usunięcia majątku sprzed oczu wierzycieli był nader istotny i wynosił co najmniej 6.794.767,40 zł.

kasa

Co jednak stało się z tymi pieniędzmi?
Już w lipcu 2000 roku, a więc zaraz po zaginięciu Mirosława Ewiaka na Mauritiusie, po Gliwicach krążyła opowieść o wspólniku, który uciekł z Polski zabierając z kasy firmy 6 mln zł, zostawiając drugiego i firmę na lodzie.
Opowieść ta była rozpowszechniana m.in. przez Grzegorza Kaziewicza, co piszący te słowa słyszał od jego ówczesnego kompana, Franciszka C. (również zmarł nagle – za dużo wiedział?).
Jednak osoba pracująca w CARBOTECHU wspomina, że część pieniędzy rzeczywiście zniknęła po zaginięciu Ewiaka, ale była to kwota ok. 40 razy mniejsza (160.000,- zł).
Tymczasem w październiku 2012 roku, po blisko rocznym postępowaniu, sąd uznał Mirosława Ewiaka za zmarłego dnia 16 czerwca 2000 roku. O północy.
To zmieniło do tej pory obowiązującą narrację.
Przede wszystkim nakaz zapłaty, w wyniku którego Grzegorz Kaziewicz wszedł w posiadanie udziałów SILESIA sp. z o.o. utracił swoją moc, co sąd stwierdził postanowieniem z dnia 11 marca 2014 r.
Trudno również mówić o udziale Mirosława Ewiaka w „aferze Krokodyla” (wyłudzenie ok. 3,5 mln zł pod hipotekę zajazdu) – operat szacunkowy, umożliwiający wyłudzenie, został sporządzony przeszło miesiąc po jego śmierci – 24 lipca 2000 r.!
http://3obieg.pl/pod-krokodylem-hula-tylko-wiatr

W czyje ręce trafiły te pieniądze?
Bo przecież nawet przy największej niechęci do Gąsiora i Kaziewicza trudno wyobrazić sobie, że zasiliły ich konta.

Podobnie jak z pochodzącymi z dyskonta bezwartościowych weksli. Pamiętać również trzeba, że pod koniec lat 1990-tych CARBOTECH, jako jeden z niewielu, oferował tzw. długi PKP, na czym zarabiał całkiem spore kwoty.
Skąd miał do nich dostęp?
Przecież, bywało, że jednorazowo była to kwota sięgająca nawet 12.000.000,- zł!
Przynajmniej część z nich to były weksle własne tej instytucji (por. afera wekslowa PKP- przekręt na ok. 500 mln zł!).
Czy tylko przez przypadek właściciele CARBOTECHU odsyłali część klientów do warszawskiej firmy RODENT sp. z o.o.?
Tej samej, która wprowadziła na rynek nieistniejące „długi POFAMU”?
Czy to może oznaczać, że obie firmy swój stan posiadania czerpały z tego samego źródła?
Wątpię, by do takich „wierzytelności” miała dostęp jakakolwiek grupa przestępcza, nazywana wtedy „mafią”. Źródło, jeśli istniało, musiało być zdecydowanie wyżej.

wsi

Jednak rok 2000 stanowił istotny przełom. W połowie czerwca (16-go) ginie Ewiak. Jeszcze przed jego śmiercią dwaj radcy prawni z Wrocławia składają p-ko niemu (i Gąsiorowi) pozew. Niedługo po cesji wyroku na Kaziewicza jeden umiera na serce, a drugi ginie w wypadku samochodowym.
Jednocześnie capo di tutti capi gliwickiego miasta trafia do więzienia, i to jako tzw. niebezpieczny.
Gąsior i coraz bardziej wysuwający się na pierwszy plan Kaziewicz (znany już pod nickiem Spaślak) mogli działać praktycznie niekontrolowani. Majątek Ewiaka trafił w całości do Kaziewicza.
Mimo to jego rodzina nie dostała nawet złotówki.
Radcowie prawni, którzy obsługiwali rozmaite „dile” Carbotechu (a potem i Kaziewicza) nie żyją. Po latach okazuje się, że przedstawiany jako jedyny sprawca wszystkich szwindli, Ewiak, utonął na Mauritiusie.
Czy to przypadek, czy też likwidacja potencjalnych świadków?
Zaprzyjaźnione wiewiórki wspominają także o prawdopodobnym powiązaniu Gąsiora i Kaziewicza z aferą zabrzańskiego oddziału PKO, z którego w latach 2002-2004 wyprowadzono ponad 6.000.000,- zł.
Niestety, Prokuratura Okręgowa w Gliwicach ograniczyła swoje zainteresowanie do pojedynczych płotek, w ogóle odstępując od ustalenia, gdzie trafiła przynajmniej część wyłudzonych pieniędzy, choć ustalenie tego faktu było proste (nieruchomość w Zabrzu), a dowody można było zdobyć w Wydziale Ksiąg Wieczystych zabrzańskiego sądu.
Kolejny przełom nastąpił dopiero w 2011 roku.
Anna i Grzegorz Kaziewiczowie po burzliwym pożyciu zaczęli się rozstawać. W efekcie doszło do odwołania Grzegorza z funkcji prezesa SILESIA sp. z o.o., co trwało ponad pół roku, w czasie którego spółkę nagle masowo zaczęli pozywać do sądu wierzyciele wekslowi. Grzegorz Kaziewicz nie reagował na nakazy, nawet tak absurdalne i nieprawdopodobne, jak ten zasądzający na rzecz Tomasza Gąsiora blisko 200.000 zł, jakie to spółka była winna rzekomo bezrobotnej córce żyjącego w niedostatku (tak twierdzi, występując o zwolnienie od kosztów sądowych) Józefa Gąsiora!
Oczywiście nie był to jedyny nakaz – w sumie, bez odsetek i kosztów sądowych, taksy komorniczej itp. z majątku SILESII sp. z o.o. „wyjęto” 432.291,42 zł.
Jednak to tylko uwertura.
W grze, w której, jak im się wydaje, występują z jednej strony Anna Kaziewicz, z drugiej zaś Grzegorz tego samego nazwiska, pula jest o wiele większa.
SILESIA sp. z o.o. sprzedała w końcu nieruchomość, którą nowy nabywca obciążył hipoteką dwukrotnie przekraczającą cenę sprzedaży.
To oznacza, że na koncie firmy pojawiły się pieniądze.
9 września 2014 roku Sąd Okręgowy w Opolu wydał nakaz zapłaty z weksla p-ko Annie i Grzegorzowi Kaziewicz. Remitentem (osobą, na rzecz której miała być dokonana płatność sumy wekslowej), był bezrobotny ze Strzelec Opolskich, który musiał za pracą wyjechać do Niemiec (2014).
Rzecz jasna przed wyjazdem weksel sprzedał 30-letniej pani z Wrocławia, która stawiała wówczas pierwsze kroki na rynku ubezpieczeń.

Karolina RD

Sąd Okręgowy w Opolu, orzeczenie z dnia 9 września 2014 roku:
Przewodniczący SSO Magdalena Domińczyk-Trzciańska po rozpoznaniu na posiedzeniu niejawnym (…) na skutek pozwu wniesionego w dniu 21 lipca 2014 roku przez Karolinę Rakowską – Dobrowolską nakazuje pozwanym Grzegorzowi Kaziewiczowi i Annie Kaziewicz,
aby zapłacili solidarnie na rzecz Karoliny Rakowskiej-Dobrowolskiej kwotę: 970.000,- zł (…) z odsetkami ustawowymi od dnia 22 lipca 2014 r. do dnia zapłaty oraz 19.342 zł tytułem zwrotu kosztów procesu (…).
29 marca 2015 roku pisałem:
Przyjrzyjmy się wartemu fortunę wekslowi.

weksel 6

Na awersie widać wyraźnie datę wystawienia weksla. Z oświadczenia Macieja Piotra D. wiemy jednak, że weksel in blanco (niewypełniony, jedynie z podpisem Kaziewicza i poręczeniem jego ówczesnej żony) był wręczony jako zabezpieczenie szeregu pożyczek udzielanych w latach 2006-2008.
Jak więc wytłumaczyć, że na rewersie widnieje adnotacja z 3 sierpnia 1999 roku I Urzędu Skarbowego w Gliwicach?
Jakoś tak dziwnie umieszczona po pochodzącym z przyszłości wpisie Anny Kaziewicz.
Czy to przypadek, czy też przesłanka wskazująca na faktyczną datę powstania weksla – nie w 2006, ale 7 (siedem) lat wcześniej, w 1999 r.?
Wróble, a nawet jaskółki gnieżdżące się pod okapami domu na Barlickiego 13 ćwierkają, że tak naprawdę weksel był wystawiony w ramach zupełnie innej operacji finansowej – jako zabezpieczenie zakupu na raty w czasach, kiedy Kaziewicz był tylko nic nieznaczącym referentem w firmie Gąsiora i Ewiaka, a jego żona jeszcze nie zdążyła stać się największym udziałowcem SILESIA sp. z o.o., ale tak jak inni posiadała tylko 1 (jeden) udział.
Zwrócony po spłacie ostatniej raty zamiast trafić do niszczarki znalazł schronienie w sejfie Grzegorza Kaziewicza, bo a nuż kiedyś się przyda.
I faktycznie przydał się.
Za pomocą osób trzecich hipoteka wspólnego do niedawna mieszkania Kaziewiczów została obciążona kwotą ponad dwukrotnie przekraczającą jego rynkową wartość.
Anna Kaziewicz jest zatem załatwiona.
http://3obieg.pl/milion-za-weksel
Okazuje się, że pani z Wrocławia nie ustanowiła jedynie hipoteki na mieszkaniu. Również zajęła udziały Anny i Grzegorza, jakie oboje mieli w SILESII.
Nieprzewidzianym przez Kaziewicza problemem stał się jednak syn Mirosława Ewiaka, który jest jego jedynym spadkobiercą. Na razie doprowadził do tego, że nakaz zapłaty, na podstawie którego Kaziewicz wszedł w posiadanie majątku Mirosława Ewiaka, w tym 2453 udziałów w spółce SILESIA stał się nieprawomocny (postanowienie z 11 marca 2014 r.).
A to oznacza, że Kaziewicz nie jest udziałowcem Silesii.
Niestety, „Spaślak” dobrowolnie nie zamierza zwrócić cudzego majątku.
Michał, syn Ewiaka, pozwał Kaziewicza już w październiku 2014 roku. Niestety, okazało się, że zdaniem operatora pocztowego (PGP), odpowiedzialnego za dostarczanie sądowej korespondencji, nie odebrał w terminie kierowanego do niego wezwania o zapłatę. W efekcie pozew został odrzucony (Sąd Okręgowy w Gliwicach, sgn akt I C 288/14).
Kolejne podejście Michała Ewiaka miało miejsce już w 2015 roku. Do pozwu dołączył oświadczenie majątkowe tak, aby nie być zaskoczonym po raz kolejny.
Jednak Sąd Okręgowy w Gliwicach postanowił wyjaśnić bliżej część złożonego oświadczenia.
Po raz kolejny okazało się, że pismo, w którym sąd zwrócił się o rozszerzenie oświadczenia, nie zostało „odebrane” przez adresata, a więc wniosek o zwolnienie od kosztów został oddalony. Uczeń, nie pracujący, został wezwany o zapłatę przeszło 20.000,- zł.
Oczywiście późniejsze pismo wzywające o opłacenie pozwu dotarło bez przeszkód.
Czy to fatum, ciążące nad Ewiakiem, czy raczej w grę może wchodzić skorumpowanie doręczyciela (inaczej: listonosza z InPostu)?
Wygląda na to, że rozpoczął się wielki wyścig o udziały w Silesii. Czy Kaziewicz zdaje sobie sprawę z tego, że nie udowodni roszczeń wobec Ewiaka i dlatego udziały zostały zajęte?
Jeśli tak, to zabawa w doręczenie ma sens – daje Kaziewiczowi, czy raczej rzekomej wierzycielce, czas potrzebny do przewłaszczenia udziałów na swoje konto.
Powtórzyć należy więc pytanie, zadane miesiąc temu:
Co robi prokuratura i inne służby, odpowiedzialne za bezpieczeństwo obywateli?
Mające walczyć z korupcją i praniem brudnych pieniędzy?
Praktycznie bezrobotny uruchamia weksel na sumę, której na oczy nie widziała cała jego rodzina, bajdurząc przy tym o pożyczkach idących w dziesiątki tysięcy, panienka z Wrocławia udaje, że kupuje, młody adwokat wyznacza absurdalny termin zapłaty – wszystko to na milę cuchnie oszustwem.
Kaziewicz jednak jest bezkarny, a ludzie, którzy próbują powiadamiać o jego działalności, sami trafiają na ławę oskarżonych pod zupełnie wydumanymi zarzutami lub też są nękani w inny sposób – znany jest przypadek próby wymeldowania jednej z ofiar z zajmowanego mieszkania pod pretekstem, że w nim nie przebywa, co na szczęście zakończyło się oddaleniem wniosku.
Tak to wygląda w Gliwicach pod koniec 8 roku rządów PO-PSL, niespełna dwa tygodnie przed wyborami prezydenckimi.

27.04 2015

Luki czy furtki w prawie?

$
0
0

1.

z15397153AA,Kantor-w-Warszawie--sierpien-1989

Symboliczny początek opisanego niżej procesu miał miejsce 14 marca 1989 roku. Wtedy to nieznany szerzej cinkciarz, Aleksander Gawronik (były funkcjonariusz), otrzymał zezwolenie na otwarcie pierwszego w Polsce kantoru wymiany walut. Nowe prawo dewizowe miało wejść w życie za kilkanaście godzin o północy.
Wg tygodnika „Polityka” na początku 1989 roku Aleksander Gawronik spotkał się z gen. Kiszczakiem, ministrem spraw wewnętrznych, i przekonał go do zgody na otwarcie prywatnych kantorów. Kiszczak umówił go na rozmowę z innymi generałami, podczas której padło pytanie: „A co z tego będą miały służby?”. Odpowiedź brzmiała: „Chcecie zatrudnić u mnie swoich ludzi – proszę!”.
Czy jednak rzeczywiście do wielkich pieniędzy można było dojść „po amerykańsku”, czyli mając jedynie dobry pomysł?

EN_00907507_6287

2.

Nieco wcześniej, Sejm IX kadencji (PRL) powołał do życia Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (15 lutego 1989 r.). Ekonomiczna rola funduszu polegała na znacznym obniżeniu wielkości długu wobec zagranicznych wierzycieli, którzy de facto zgadzali się na utratę dużej części swoich wierzytelności w zamian za szybkie odzyskanie stosunkowo niewielkiej jej części na wtórnym rynku. Wykup długów odbywał się przez „podstawione”, często stworzone w tym celu spółki. Operacja ta była niezgodna z obowiązującym prawem międzynarodowym, stąd też przeprowadzana była w tajemnicy. W praktyce działalność Funduszu doprowadziła do jednej z największych w historii III RP defraudacji środków publicznych oraz kilkunastoletniego procesu sądowego.
„FOZZ nigdy nie był instytucją do cichego wykupu polskiego długu zagranicznego, lecz tylko przykrywką, zasłoną dymną służącą wyprowadzaniu dewiz z Polski. Udowadniała to na podstawie oficjalnych danych moja koleżanka Janina Kraus w wystąpieniu 16 grudnia ub. r. (…) Po drugie, Michał Falzmann ustalił, że afera FOZZ to tylko mniejszy fragment większej całości. Ta większa całość, według jego ustaleń, a potwierdziła to również w protokole kontroli NIK, Banku Handlowego pani Halina Ładomirska, to są operacje dewizowe Banku Handlowego. Sprawa zaś operacji dewizowych Banku Handlowego, to z kolei mniejszy fragment o wiele większej całości, czyli ukryty transfer dewiz z Polski, co sam Falzmann nazwał zorganizowanym rabunkiem finansów publicznych. Chodziło o wykorzystywanie głównie sztywnego kursu dolara, który umożliwiał wytransferowywanie ogromnych sum dzięki różnicy kursów w bankach zagranicznych i lokat złotówkowych w Polsce”.
Wystąpienie posła Wojciecha Błasiaka, 17 marca 1995r.

żemek

3.

Lata 1990-te to również „złoty okres” handlu długami. Brak pieniądza na rynku, wywołany tzw. reformą Sachsa-Balcerowicza powoduje, że w miejsce pieniędzy wchodzą wierzytelności. Najkrócej – kopalnia K. nie zapłaciła spółce S. za dostarczony towar. Wtedy to firma W., która kupiła węgiel z tzw. terminem płatności, nabywała wierzytelność, i zamiast zapłaty gotówkowej dokonywała potrącenia przysługującej należności. Ale nie tylko węgiel. W ten sposób płacono za wszystko – za prąd, elektryczność, transport.
I…. podatki!
Istniejące rozwiązania, zawarte w poprzedniczce ustawy Ordynacja podatkowa, pozwalały bowiem regulować zobowiązania wobec Państwa długami tegoż Państwa wobec innych.
A że sektor państwowy w owym czasie był o wiele większy niż dzisiaj (np. szpitale), to dyscyplina budżetowa była zachowywana o wiele bardziej.
Aż do czasu.

rawski2

Niejaki Sławomir Rawski, występujący czasem jako „ekspert” w dziedzinie handlu wierzytelnościami, wprowadził na rynek ok. 40 mln zł nazywanych „długami POFAM-u”. I z sukcesem je sprzedawał. Nabywcami w pierwszym rzędzie były rozmaite Polmosy, jedna z istniejących jeszcze stoczni, a nawet drobni przedsiębiorcy.
Niestety, okazało się, ze długi te nigdy nie istniały.
I chociaż Państwo, nieufne wobec swoich obywateli, postawiło barierę w postaci wymogu potwierdzenia wierzytelności przez dłużnika, to jednak nie wzięło pod uwagę, że osoba potwierdzająca jest tylko człowiekiem.
A więc może potwierdzić i te nieistniejące.
I tak się stało.
http://3obieg.pl/zapomniana-afera
Nowelizacja ustawy wykluczyła możliwość handlu długami Skarbu Państwa w celu kompensowania własnych zobowiązań podatkowych.

4.

To nie tylko jedna afera, w której brał udział dyrektor Ryszard Pokrowski.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Afera-sprzetowa-przed-sadem,wid,5554066,wiadomosc.html?ticaid=114c6e

5.

PKP_SA_Logo

Od 1996 roku, przy wykorzystaniu zasobu spółek Skarbu Państwa powiązanych z PKP, zostały wystawione weksle przez osoby nią zarządzające. Weksle te umożliwiały wyprowadzenie pieniędzy z PKP. Członkowie zarządu PKP podejmowali też szereg decyzji niekorzystnych ekonomicznie dla spółek związanych z PKP.
W raporcie NIK z 2001 roku można przeczytać: „Stwierdzono, że środki z dotacji budżetowych i kredytów bankowych wykorzystywane były przez PKP z naruszeniem zasad legalności, celowości, rzetelności i gospodarności. Kontrola wykazała przy tym, że działania niektórych członków Zarządu PKP oraz prezesów spółek Kolsped Sp. z o.o. i Viafer S.A. miały charakter korupcyjny i uzasadniają podejrzenie popełnienia przez te osoby przestępstwa. Ogólna kwota środków wydatkowana lub rozdysponowana z naruszeniem prawa lub niegospodarnie zamknęła się kwotą blisko 500 mln zł. Istnieje również groźba powstania zobowiązań wekslowych na kwotę ponad 580 mln zł.”
http://www.bliskopolski.pl/iii-rp/afery/afera-wekslowa-w-pkp/
A ten tekst po prostu powala:
http://infokolej.pl/printview.php?t=1837&start=0

6.

Afera paliwowa, informatyczna, lasów państwowych… Wszystkie wymienione łączy jedno. Nie byłyby możliwe, gdyby nie… prawo!
Popatrzmy na nie właśnie pod tym kątem.

7.

grom 05

Z. jest byłym funkcjonariuszem służb specjalnych.
Nawiązał kontakt z naszym portalem, ze wskazaniem na mnie.
Jego wypowiedź może szokować.
Oto jak wyglądała historia ostatniego ćwierćwiecza jego zdaniem:
Pierwsze rozmowy pomiędzy władzami PRL a „koncesjonowaną” opozycją oficjalnie miały miejsce dopiero we wrześniu 1988 roku. A naprawdę toczyły się już wcześniej, o czym pisałeś.

(Faktycznie, tutaj: http://3obieg.pl/1984-prawdziwy-poczatek-nowych-czasow )
Takich ludzi, jak działacz Solidarności Edward Majko było więcej. Rozmawiano wszędzie, chociaż, przynajmniej po stronie reżimowej, ani jedno słowo nie padło bez akceptacji „centrali”.
Wtedy właśnie ustalono, że wobec mizerii społeczeństwa trzeba będzie przymknąć oko na zdobycie kapitału niezbędnego do kształtowania rzeczywistości kapitalistycznej przez niektórych.
W tym celu powstał zespół, zwany „jedynką”, czasem, prawie oficjalnie, jako PR 1. Ludzie nieświadomi niczego, nawet słysząc rozmowy do których nie byli powołani, mogli myśleć co najwyżej o Polskim Radiu, Programie 1.
To właśnie był pierwszy stopień kamuflażu.
W zespół „jedynki” wchodzili prawnicy. Ich zadaniem było takie opracowanie stanowionego prawa, by umożliwić „deal” wybranym. Właśnie dlatego post fatum okazywało się, że jakaś ustawa „nie gra”. I że na jej podstawie wzbogaciło się ileś tam osób. Ba, na początku lat 1990-tych istniało dość rozpowszechnione przekonanie, że kapitał należy ukraść – po grabieży z lat 1990-1995 nadejdzie era umocnienia praworządności i ponownego wprowadzenia „rządów prawa”. Szybko jednak okazało się, że prawo ścigało tylko tych, którzy nie znajdowali się w układzie. Ponieważ nie można było zarzucić naruszenia konkretnej normy prawnej, najczęściej powoływano się na art. 58 kc – nieważność czynności prawnej ze względu na obejście prawa lub naruszenie zasad współżycia społecznego. Szczególnie to ostanie rozwiązanie stało się popularne. Bo, tak naprawdę, na tej podstawie można obrócić w niwecz każdą czynność prawną. To rozwiązanie z 58 kc stosowane jest nagminnie przez urzędy, kiedy tylko chcą „dopaść” obywatela również i dzisiaj. Ale wróćmy do lat 1990-tych. Ci, którzy mieli zdobyć jaki taki majątek zobaczyli, że można mieć o wiele więcej.
Mówiąc językiem zrozumiałym dla Marksa czy innego Engelsa:

Akumulacja kapitału spowodowała, że będący poza jakimkolwiek nadzorem ludzie zaczęli kierować się tylko zyskiem.

Ich działania nie byłyby jednak możliwe bez pomocy innych. A kiedy „żołnierze” (za czasów PRL-u czasem stojący wyżej od obecnych „podoficerów”) zobaczyli, jak łatwo i szybko tort został podzielony, zapragnęli mieć coś dla siebie. Tu szukaj genezy tzw. „afery paliwowej”. Tu również pojawiają się inne gangi, trudniące się lokalnie różnymi wyłudzeniami.
To właśnie jest przyczyna obecnego upadku III RP.
Zabrakło hamulców.
Nie było ośrodka, który powiedziałby STOP.
Przede wszystkim dlatego, że Stwórca tak człowieka ukształtował, że ręce ma skierowane do siebie…
Apetyt narastał w miarę jedzenia.
Jeden z portali internetowych nie tak dawno publikował informacje o możliwości kupienia w Polsce… ustawy. Ponoć kosztować to miało ok. 10 mln zł. *
Nie jest to dużo. W przypadku afery alkoholowej to równowartość jednego dnia „dilu”.
Informacja nieścisła. Ustaw się nie kupuje. Ustawy się tworzy tak, by za ich pomocą można było uzyskać wcześniej ustalony efekt.
Dlatego właśnie tak trudno przewidzieć, gdzie w ustawie znajduje się „furtka” umożliwiająca kolejny zarobek wtajemniczonym.
Dlaczego to jest takie trudne?
Bo, po pierwsze, nie wiadomo, kto skorzysta, a po drugie, w jaki sposób to uczyni.
A zanim służby podniosą alarm, ci, co mieli zarobić, już zarobili. Szlaban zagrodzi drogę tylko płotkom.
Pewien ślad stanowiły ujawnione przez ciebie dziwne firmy, w rodzaju gliwickiego CARBOTECH-u. Zwróć uwagę na „asortyment” oferowanych przez nią wierzytelności. Zwróć uwagę i na to, że OBAJ właściciele co najmniej otarli się o peerelowskie służby. Następnie zwróć uwagę, kto w latach 1990-tych sporządzał dla nich audyty. Szczególnie na początku. A potem ustal, jakie były powiązania między tymi osobami. Ja mogę jedynie powiedzieć, że większość z nich (jeśli nie wszystkich!) zatrudniała ta sama firma. A to oznacza, że dane, które w normalnym kraju stanowią ściśle strzeżoną tajemnicę handlową, trafiły do jednego ośrodka. Tak dojdziesz do kolejnego ogniwa, znajdującego się ciut wyżej.
Masz więc podstawę – firmy, za pomocą których drenowano rynek;
Ofiary – duże, postpeerelowskie firmy, jak spółki węglowe, PKP, czy np. RAFAKO.
Ośrodek zbierający informacje.
Następnie wiesz już o „jedynce”. Dowodem na jej istnienie są ustawy gospodarcze po 1989 roku. Ani jedna z nich nie jest” szczelna”.
Gdyby nawet założyć, że tak jest ze względu na pewne ograniczenie umysłowe naszych posłów (in gremio, ma się rozumieć) to statystycznie powinny być też ustawy paraliżujące rynek. Tymczasem…nie ma takich.
Brakuje już tylko „głowy”, prawda?
Zauważ, że w RP poza Kulczykiem (i jego żoną) tak naprawdę brak jest oligarchów na wzór postsowiecki. Czy to jednak oznacza, że u nas „prywatyzacja” przebiegała wzorowo? Zwróć uwagę, kto jest właścicielem poszczególnych zakładów – korporacje ponadnarodowe. Tam trzeba szukać. Wśród akcjonariuszy.
Służby orientują się doskonale w tym zakresie. Dopóki nie pozna tego społeczeństwo, dopóty ośrodek X będzie skutecznie wymuszał na politykach określone zachowania.
Pamiętaj, raz ujawniony tego typu argument przestaje być elementem nacisku. Wg mojej wiedzy przynajmniej 30% obecnych polityków powinna zejść ze sceny. Musisz również wiedzieć, że ONI nie epatują zewnętrznymi znamionami bogactwa, jak ten łysol obecnie od Kopacz, który musi mieć na ręce zegarek wartości dobrego samochodu. Czasem mogą chodzić ubrani dość siermiężnie.
Pamiętasz Forresta Gumpa? 😉
To też rodzaj szpanu, ale tych najbogatszych. „Błyskotkami” obwieszają się ich ludzie, i to raczej na początku „służby”, kiedy dopiero zaczynają widzieć w miarę konkretne pieniądze.
Nie, to nie są tylko „żydy”, jak potocznie uważa społeczeństwo. Owszem, pośród istniejących grup nacisku jest i taka, która reprezentuje interesy banksterów międzynarodowych, których narodowość jest powszechnie znana. I są też chyba najbardziej widoczni, choćby poprzez obsadzanie stanowiska ministra finansów swoimi ludźmi. Jest również grupa kremlowska, są także powiązani z byłymi służbami specjalnymi. Ostatnio daje się zauważyć czwartą grupę, najbardziej bezwzględną. Być może to z jej właśnie należy przypisać „seryjnego samobójcę”.
Co służby mogą?
Na razie materiały kiszą się w ściśle chronionych szafach. Czy, i w jakim zakresie będą ujawnione, to zależy wyłącznie od polityków. Zwłaszcza tych pociągających sznurkami.
Być może dojdzie do kolejnego „wycieku” jeszcze przed jesiennymi wyborami Media przez moment będą epatować Naród doniesieniami, jak rok temu WPROST. Pamiętaj jednak, że w RP po 1989 r. ujawniane materiały nie były efektem dociekliwości dziennikarzy, ale stanowiły element gry operacyjnej, prowadzonej przez „służby”. Praktycznie każdemu, zajmującemu się określoną tematyką, zdarza się dziwny mail na e – pocztę, prawda? To tylko kwestia znaczenia problemu, czy dostaniesz materiał w ramach operacji, czy wyśle ci go rozsierdzony urzędnik. 😉
Część energii społecznej próbowano kanalizować powołując portale, mieniące się być niezależnymi i prawicowymi, ba, nazywającymi siebie „polskim Huffingtonem”. Niestety, oczywiście „niestety” z punktu widzenia mocodawców, dość szybko okazało się, że trzymanie piszących za mordę i kierowanie na „jedynie słuszną drogę” na dłuższą metę jest niemożliwe. Były (są) również takie, które określały się jako katolickie czy narodowe. Stąd upadki i przekształcanie, bo dość szybko część piszących zauważa, o co kaman. Jedyny efekt to rozbicie środowiska i próba uwalenia konkurencji dla tych mediów, które mają pod swoim własnym wpływem.
Z biegiem lat okazuje się, że w Polsce już niewiele zostało.
Dlatego pomiędzy tymi 4 grupami zaczyna narastać konflikt.
Czy tak, jak w każdej mafii, dojdzie do ujawnienia dopiero wtedy, gdy stanie się odpowiednio mocny?
Już pewną zajawką tego, co może nastąpić, były ubiegłoroczne „taśmy prawdy”.
Dla mnie to była jedynie demonstracja siły, a raczej wiedzy.
Której grupy? Mogę się tylko domyślać.
Pamiętaj, żeby ewentualna walka na górze nie odwróciła twojej uwagi od tego, co dzieje się na dole. Bo tak naprawdę każda scena istnieje tylko po to, żeby skupić uwagę na tym, co się na niej dzieje.
Na razie trwają akcje obliczone na jedno pokolenie.
Powiedzmy, że dzisiaj kupiłeś mieszkanie za 250.000,- zł.
Oczywiście na kredyt, więc za 25 lat okaże się, że naprawdę kosztowało dwa razy tyle.
A ty, jako emeryt, żeby nie umrzeć z głodu, będziesz musiał skorzystać z odwróconej hipoteki. I w efekcie mieszkanie Bank przejmie za 5 – 10 % tego, co już mu wcześniej zapłaciłeś.
Czas upływa, wbrew pozorom, bardzo szybko. A na dodatek spłacasz kredyt, więc pieniądze pracują cały czas przynosząc dochód nie do uzyskania w krajach „starej” Unii.
Nie tylko zresztą Banki będą przejmować majątki zmarłych. Przecież ostatni pomysł tzw. czeków opiekuńczych to nic innego, jak jawna grabież. Państwo pożyczy pieniądze potrzebującemu w formie celowej jako czek opiekuńczy, który będzie można zrealizować tylko w formie zapłaty za opiekę. A to oznacza, że każdy taki czek zawierać w sobie będzie VAT, podatek od płac, być może i dochodowy. Tak naprawdę z każdego 1000 zł przynajmniej 1/3 od razy wróci do Państwa.
(pisałem o tym: http://3obieg.pl/jednak-grabiez )
Krach systemu emerytalnego, co przecież jest faktem, to kolejny instrument, za pomocą którego nastąpi wywłaszczenie polskich obywateli.
Musisz pamiętać, że nadchodzące lata będą jeszcze cięższe.
Jest co prawda szansa na wyhamowanie tego procesu, bo ferment narasta w całej Europie. Paradoksalnie w Polsce jest jeszcze najspokojniej. To dlatego, że wyjechali ci, którzy już dawno byliby na ulicy. To zresztą naturalne. Polska w tzw. Układzie Warszawskim była drugim co do wielkości i znaczenia krajem. W Unii natomiast jesteśmy sporo za Grecją, gdzieś tak obok Rumunii czy innej Bułgarii. Dlatego musimy czekać na to, co wydarzy się w innych krajach. A we Francji czy Niemczech ciągle wrze, choć media o tym nie mówią.
Bo przecież nie tylko Polacy widzą, że są „dymani” przez własny rząd.
Co powinieneś robić?
Po prostu mów o tym głośno.
Powtarzaj wieczorem, potem w nocy i rano.
Bo zagrożeni są tylko ci, co wiedzą, a milczą.

181061_SEJM111109_HP25_34

.

30.04 2015

.

_______________________
* http://finanse.wp.pl/kat,18453,title,Za-lapowke-mozna-kupic-nawet-ustawe,wid,16054250,wiadomosc.html?ticaid=114c78

Ucieczka przed komornikiem

$
0
0

Przypomnijmy:
Niepozorny oddział PROSPER – BANKU, dzisiaj wchodzący w skład Banku Zachodniego WBK SA w końcu lat 1990 spółce cywilnej Józefa Gąsiora i Mirosława Ewiaka, szumnie nazywającej się Biuro Brokera Finansowego „CARBOTECH POLAND” s.c. udzielił kredytu dyskontowego. Broker przedstawił weksle własne firmy MIKAMA SA.
W sumie było ich pięć, każdy po 100.000- zł!
Pół miliona złotych prawie dwadzieścia lat temu stanowiło olbrzymią fortunę. Jednak, gdy nadszedł termin wykupu weksli przez MIKAMĘ, okazało się, że nici z tego. Firma nie uznała weksli za swoje, w związku z czym bank zwrócił się do wspólników o zwrot wypłaconych wcześniej pieniędzy.
9 czerwca 2000 r. została zawarta umowa o restrukturyzację spłaty zadłużenia powstałego z tego właśnie tytułu.
W tej jednej sprawie Ewiak i Gąsior do spłacenia mieli, bagatela, „tylko” 516.671,34 zł!
Kolejny poszkodowany bank to BPH w Mysłowicach. Dnia 13 marca 2001 roku Sąd Okręgowy w Katowicach nadał nakazowi zapłaty z dnia 19 stycznia 2001 r. (sgn XIV Ng 1173/00/14) klauzulę wykonalności. Tym razem kwota uzyskana z „dyskonta” weksli wynosiła 2.103.360,- zł!
14 lutego 2000 roku Sąd Okręgowy w Katowicach, XIV Wydział Gospodarczy, orzekł, że pozwani Józef Gąsior i Mirosław Ewiak powinni solidarnie uiścić na rzecz Polskich Kolei Państwowych kwotę 724.736,06 zł (sgn XIV GC 2059/99/4).

8892c940-e40e-4032-ac47-fbcb9ed15d5c

Dopiero w 2012 roku Mirosław Ewiak został uznany za zmarłego.
O godzinie 24 dnia 16 czerwca 2000 r.
Dokładnie tydzień przed tą datą dwaj radcowie prawni z Wrocławia, Zbigniew Grzegorz Skiba i Krzysztof Bogdan Wojciechowski, złożyli w Sądzie Rejonowym Wrocław Fabryczna pozew.
O 174.200,- zł.
7 lipca 2000 r. (piątek) asesor Grzegorz Karaś wydał nakaz.

nakaz zaołaty wrocław 2000

12 lipca (środa) Skiba i Wojciechowski byli już z nakazem w siedzibie CARBOTECH-u.
Tam rzekomo pokazali nakaz obu wspólnikom, którzy uznali jego zasadność.
Tak przynajmniej poinformowali wrocławski sąd kolejnym pismem.

pismo skiby i woj. do sądu

Tymczasem, oficjalnie, Mirosław Ewiak był poszukiwany na Mauritiusie.
Bo tam właśnie podczas wakacyjnych wojaży zaginął.
Dosłownie drugi dzień po przylocie.
W żaden więc sposób nie mógł zapoznać się z treścią nakazu.
Po 12 latach okazało się, że w tym czasie już nie żył.

Swoją drogą ciekawa jest umowa zawarta 12 lipca 2000 r.
Otóż przedmiotem cesji jest wierzytelność, co do której w ciągu najbliższych dwóch tygodni rzekomy dłużnik mógł wnieść zarzuty. Trudno więc mówić, że już istnieje, aczkolwiek przepisy prawne nie zabraniają takiej transakcji.

umowa

Jednak zdaniem piszącego umowa jest istotna z innego względu.
Bowiem świadczy o gorączkowym wyzbywaniu się majątku przez CARBOTECH.

Inna poszlaka.

Dosłownie kilka dni po zaginięciu Mirosława Ewiaka Józef Gąsior nieco zagubionej po utracie kontaktu z mężem Danucie Ewiak wręcz nakazuje, aby ta jak najszybciej ‘zrobiła coś’ z mieszkaniem.
Tak, aby nie było zajęte przez komornika.

images

Nie dość tego.
Po zaginięciu Mirosława ginie również blisko 300.000,- zł z firmowego konta!
Prokuratura jednak nie robi nic, aby tę sprawę wówczas wyjaśnić.

….

Po kilku miesiącach Skiba i Wojciechowski decydują się na sprzedaż wierzytelności (z odsetkami i kosztami prawie 200.000,- zł) mało komu znanemu referentowi zatrudnionemu w Biurze Brokera Finansowego CARBOTECH POLAND, Grzegorzowi Kaziewiczowi.
Ale…
Skąd miałby on na to pieniądze?
Odłożył sobie z pensji?
Wygrał w lotto?
A może zarobił świadcząc usługi seksualne na niemieckim parkingu obok autobahny?
Żarty na bok.
Nie było wtedy takiej możliwości, żeby zapłacił.

….

Powróćmy jednak do lipca 2000 r. 26, w środę, Józef Gąsior sprzedaje swoje udziały, jakie miał w innej gliwickiej firmie, SILESIA sp. z o.o.,  żonie Grzegorza Kaziewicza, również żyjącej wyłącznie z pensji, Annie.
Za 245.300,- zł.
Kwota ta rzekomo została przyniesiona w walizce i uiszczona w całości.
Ba, nawet w terminie został zapłacony podatek.
Przypominam, że wtedy pracownik musiał zarobić miesięcznie co najmniej 512,83 zł netto. Tak więc powyższa kwota stanowiła równowartość ówczesnych 478,33 płac minimalnych netto.
Dzisiaj byłaby to kwota 615.209,- zł.

Nie było więc możliwości, aby Kaziewiczowie zapłacili.
Józef Gąsior po latach, wytaczając pozew Annie Kaziewicz, częściowo potwierdził powyższe.

W momencie składania oświadczeń na umowie, wola stron nakierowana była na upozorowanie sprzedaży udziałów w celu uniemożliwienia wykonania czynności egzekucyjnych. Zarówno pozwana, jak i ja, działaliśmy w celu wprowadzenia w błąd i przedstawienia umowy zawierającej skwitowanie zapłaty i datę pewną potwierdzoną przez urząd skarbowy. Wszystkie te działania miały na celu upozorowanie przed innymi osobami sprzedaży udziałów w celu niedopuszczenia do ich wyegzekwowania należności na rzecz moich wierzycieli. W wyniku nieformalnego, tajnego porozumienia pozwana mała przepisać zwrotnie na mnie udziały objęte umową pozorną. Pozwana jednak chce mnie oszukać i zatrzymać udziały.

http://3obieg.pl/jozef-gasior-pozywa

27 grudnia 2000 r. Grzegorz Kaziewicz, reprezentowany przez radcę prawnego Krzysztofa Wojciechowskiego, wystąpił do wrocławskiego sądu o nadanie klauzuli wykonalności na siebie.
Jako nabywcy wierzytelności stwierdzonej prawomocnym orzeczeniem.
Ponieważ sąd niezbyt ochoczo przystąpił do tego zadania, została złożona skarga.

skarga

Próbowałem skontaktować się zarówno z radcą prawnym Krzysztofem Wojciechowskim, jak i z radcą Zbigniewem Skibą.
Niestety.
Spóźniłem się mniej więcej o dekadę.
Obaj nie żyją.
Jeden zginął w wypadku samochodowym, drugi zszedł na serce.
W wieku ok. 45 lat.

..

Mirosław Ewiak z kolei utopił się na Mauritiusie.

..

.

Gdzie są pieniądze, jakie spółka „zarobiła” pod koniec lat 1990-tych?
Tylko podsumowanie kwot, które miały zostać zwrócone do wierzycieli, może przyprawić o zawrót głowy.
Majątek, jakim dysponował Józef Gąsior i Mirosław Ewiak świadczy albo o tym, że rozrzucali pieniądze wokół na wzór nowobogackich Rosjan z XIX wieku, albo, że musieli rozliczać się z centralą.
Dlatego wyżej opisane działania stanowiły desperacką próbę uchronienia majątku przed zajęciem i zlicytowaniem na rzecz wierzycieli.
Przecież, na miły Bóg, nikt będący przy zdrowych zmysłach nie zawiera umowy z prawnikiem, w której to gwarantuje mu 50% wartości nakazu zapłaty bez względu na to, czy komornik znajdzie choćby złotówkę!
Firm, które by tak robiły, nie było i nie ma.
A Ewiak z Gąsiorem dowiedli ponad wszelką wątpliwość, że radzą sobie doskonale na ówczesnym rynku, gdy obowiązywała zasada, że pierwszy milion trzeba ukraść.
O słuszności mojej tezy świadczy inna umowa, podpisana z tymi samymi prawnikami.

umowa normalna

Zupełnie niezrozumiale jest zachowanie Gąsiora – zamiast pocieszać żonę wspólnika i mówić, ze będzie dobrze, on … każe jej sprzedawać szybko mieszkanie.
Sprawia wrażenie, że zaginięcie Ewiaka w ogóle go nie obchodzi.
Sam wyzbywa się udziałów na rzecz żony swojego pracownika.
Wygląda na to, że Grzegorz Kaziewicz wraz ze swoją ówczesną żoną Anną mieli być „przechowalnią” majątków swoich szefów tak, aby w razie egzekucji komorniczej obaj byli niewypłacalni.
Ciąg zdarzeń przedstawionych wyżej wyraźnie na to wskazuje.
Cóż takiego jednak się stało, że nagle zaczęli umierać ludzie, znajdujący się w samym centrum wydarzeń?
Stara łacińska paremia jasno powiada:
IS FECIT CUI PRODEST – ten uczynił, komu to przyniosło korzyść.
Niewątpliwie śmierć Mirosława Ewiaka, śmierć Wojciechowskiego i Skiby wyraźnie przyczyniły się do nagłego wzrostu majątku Grzegorza Kaziewicza i jego ówczesnej żony.
A nikt przecież nie badał, czy powyższe zgony były naturalne.
Ba, nie wiemy nawet, czy Ewiak rzeczywiście zginął na Mauritiusie!
Wszak nie brak nawet dzisiaj ludzi, którzy twierdzą, że widzieli go kilka lat temu (sześć lat po swojej stwierdzonej orzeczeniem sądu śmierci) w Rybniku.
Niedaleko miejsca niegdysiejszego zamieszkania.
Z jedną z tych osób nawet rozmawiałem.
Jest biznesmenem, szereg lat współpracował zarówno z Ewiakiem jak i z Gąsiorem.

Czy mógłby się aż tak pomylić?

..
Kolejne, równie ciekawe pytania:
Co stało się z pieniędzmi, jakie generował CARBOTECH?
Jak to się stało, że banki i inni potężni wierzyciele cierpliwie czekali, aż Kaziewicz przejmie majątek należący do Ewiaka?
Przypominam, że stało się to dopiero w 2006 roku.
Który komornik, czy też komornicy, „przeoczyli” udziały warte blisko 250.000,- zł?

..

Coś dziwnego dzieje się w Gliwicach.
Jeszcze dziwniej jest jednak we Wrocławiu…

c.d.n.

9/10 06.2015

Wrocław, miasto cudów (finansowych)*

$
0
0

Anna Kaziewicz jest osobą majętną. Prócz lwiej części udziałów w rozdrapanej prawie do końca gliwickiej firmie SILESIA sp. z o.o. jest właścicielką nieznanej z miejsca pobytu Śląskiej Grupy Inwestycyjnej „ACTIV” sp. z o.o.
Ongiś we Wrocławiu.

Przyjrzyjmy się jej początkom.

..

1.

..

5 kwietnia 2002 roku we Wrocławiu przed notariuszem mgr Czesławem Kazimierzem Pauterem stawił się prezes Wrocławskiego Towarzystwa Skarbowego sp. z o.o. Krzysztof Mieczysław Kułakowski i w imieniu tejże powołał nową spółkę.
Za kapitał zakładowy miała posłużyć część wierzytelności, przysługującej WTS sp. z o.o. wobec banku.
W akcie notarialnym, w § 6 u. 2, wierzytelność jest dokładnie opisana.

IMG_7507

Tak oto powstała Śląska Grupa Inwestycyjna „ACTIV” sp. z o.o.

..

2.

..

Wrocławskie Towarzystwo Skarbowe sp. z o.o. to potężna firma.
Przynajmniej na papierze.
Wpisana do KRS dnia 12 października 2001 roku pod numerem 0000052225 aż razi w oczy kapitałem zakładowym:

23.520.000,- zł.

W całości wniesiony… aportem!

Co może być aż tak drogie?
Pałac?
200 ha lasów?
Ziemia należąca do mieszkańców jakiejś wioski, wszystkich razem?
Tymczasem w rubryce 4 działu 4 widnieje zapis następujący:

Zrzut ekranu 2015-06-11 16.54.24

Już po niespełna trzech latach działalności firma stała się niewypłacalna? Pierwszy tytuł egzekucyjny pochodzi wszak z 2004 roku.

3.

..

Dwaj główni udziałowcy WTS sp. z o.o., posiadający po 1016 udziałów każdy, to znani już nam radcowie prawni.
Trzeci, posiadający jedynie 1 udział, to Piotr Wejchert.

4.

Nas jednak w pierwszej kolejności interesuje co innego. Skąd wzięła się tak monstrualnie wysoka kwota dłużna po stronie banku wobec niewielkiej wrocławskiej firmy? Przecież 2.094.000,- zł, jakie rzekomo stanowiły pretensję główną wobec Banku Polska Kasa Opieki SA w 2001 roku to…

20.940.000.000,- zł w 1992.

Suma niewyobrażalnie wielka na owe czasy.
A i dzisiaj, po denominacji, dość spora.
Tymczasem z korespondencji, jaką znajdujemy w aktach sądowych, wyłania się nieco inny obraz.

Zrzut ekranu 2015-06-11 18.13.21

Otóż faktycznie doszło do pewnego zawirowania, w efekcie którego zamiast trafić do klienta, zawrócono pewną kwotę dolarów z powrotem do klienta.
Ale było to jedynie 43.500,- USD.
Na dodatek bank proponuje rozmowy na temat zadośćuczynienia i pokrycia ewentualnych szkód po ich wyliczeniu.
Do czego jednak nigdy nie doszło.

Nawet gdyby przyjąć, że szkoda jest równa kwocie dolarów, widniejącej na piśmie, to nadal trudno zrozumieć, skąd wzięła się tak monstrualna pretensja.
Przeliczając 43.500,- USD po średnim kantorowym kursie z listopada 1992 r. ( 15.464,- zł) otrzymamy 672.684.000,- zł.
A to stanowi 3,21% kwoty wymienianej w dokumentach rejestrowych!
Inaczej – prawem kaduka podwyższono sobie kwotę rzekomej wierzytelności o ponad 3000%.
Nic dziwnego, że ta „wierzytelność” zamiast trafić do sądu i najnormalniej w świecie być zwindykowana rozpoczęła swoje życie jako podstawa kapitału zakładowego innej spółki.
Po co?

5.

Co tak naprawdę działo się we Wrocławiu w owych latach?
Skiba i Wojciechowski, gościnnie występujący również na Górnym Śląsku, rzucili się w wir zakładania różnych spółek.
Prócz nieznanej z miejsca pobytu spółki ACTIV była to np. Everret Investmens Group SA.
Nie widać w przeglądarce.
Ich powiązania sięgają szeregu podmiotów, szczególnie znajdującego się pod tym samym adresem Wrocławskiego Towarzystwa Kapitałowego SA, założonego dnia 29 października 2002 r. z kapitałem 500.000,- zł, a którego prokurentem (prokura samoistna) został Piotr Wejchert. Firma jednak nie ma zarządu, a więc w obrocie gospodarczym po prostu nie istnieje.
Również w tym samym warsztacie stolarskim mieści (mieściła?) się Geoma sp. z o.o.
Wg wpisu – nie posiada zarówno zarządu, jak i …wspólników!
Kto nie wierzy, niech sprawdzi KRS 0000136338.
Po cholerę dwóch wrocławskich prawników tworzy podmioty, których olbrzymia wartość na papierze tak naprawdę nie sięga więcej niż 3-4 tys. zł?
Jeśli ktoś nie wie, albo nie pamięta – za taką cenę można było wtedy kupić założoną świeżo spółkę z o.o., która jeszcze nie rozpoczęła działalności.
Po prostu sam papier, czyli sądowy wpis i numer w rejestrze.
Opieczętowany rzecz jasna.
Ale to nie jedyna korzyść. W obrocie przedsiębiorca mający kilkaset tysięcy (a nawet ponad milion) kapitału o wiele łatwiej uzyska dogodne warunki zapłaty.
W tym nawet tzw. termin, co umożliwia bezinwestycyjne rozpoczęcie działalności.
Albo… przewał.

6.

Tymczasem zaprzyjaźnione jaskółki, które przesiadując tu i ówdzie słyszą rzeczy godne kelnerów z „Sowy” oraz pewna wiedźma, która przez przypadek wywołała ducha nieżyjących wspólników, twierdzą zgodnie, że idea wrocławskiego „dilu” była inna.
Te wszystkie, wyposażone w potężny kapitał zakładowy, spółki, miały uwiarygodniać sukcesywnie wprowadzane do obrotu wierzytelności wobec banku.
Przecież właśnie na przełomie lat 1990-tych i 2000-nych pojawiły się weksle własne PKO.
Cena była wyjątkowo przystępna – w hurcie (minimum 50 sztuk) nie sięgała nawet 30%.
Niestety, dość szybko okazało się, że  były fałszywe.
Tak więc wrocławski „dil” miał posłużyć uwiarygodnieniu weksli oraz wytworzenia złudnego poczucia bezpieczeństwa u nabywcy.
Przecież gdyby coś poszło nie tak, to Wrocławskie Towarzystwo Skarbowe sp. z o.o. o kapitale 23.520.000,- zł zwróciłoby te 300.000,- zł bez problemu.
A zarobić na tym można przecież ponad dwa razy więcej.
Ryzyko zatem jest praktycznie zerowe, a pokusa wielka.
Na podobnej zasadzie działał w Warszawie Sławomir Rawski, oferując nieistniejące długi Skarbu Państwa wobec Pofamu.

….

7.

Ale to nie jedyny „dil”.
Powołana chyba tylko po to, aby umocnić stan posiadania (wtedy jeszcze) małżonków Kaziewicz w firmie SILESIA sp. z o.o. wydmuszka Śląska Grupa Kapitałowa ACTIV sp. z o.o. podwyższała swój kapitał zakładowy w oparciu o odsetki generowane przez nieistniejące zobowiązanie!
Do ponad miliona złotych.

IMG_7567IMG_7569

Jak szaleć, to szaleć.

8.

Anna Kaziewicz wprowadziła jako aport wrocławską spółkę do SILESII sp. z o.o.
Jak bardzo był to wątpliwy „dil” świadczy to, że zaraz po opublikowaniu tekstu o tej prostackiej zagrywce Kaziewiczowie wycofali się.
Nie do końca, bo Anna Katarzyna Kaziewicz figuruje jako jedyny wspólnik Śląskiej Grupy Inwestycyjnej Activ sp. z o.o.
I to wspólnik posiadający 1030 udziałów po 1000,- zł za udział.
A że w praktyce aporty, na których zbudowany jest kapitał, nie istnieją?
Kogo to obchodzi, i kto to sprawdzi, skoro spółka jest nieznana z miejsca pobytu?
Chociaż, wzorem innego dziwnego tworu, towarzystwa finansowego FUNT z Gliwic, pewnie objawi się niespodziewanie.
I będzie dalej wprowadzała w błąd innych, epatując nieistniejącym w realu kapitałem.

9.

Jak wiele osób oszukały firmy założone przez Skibę i Wojciechowskiego?
To pytanie zasadnicze, jakie powinni postawić sobie śledczy i zbadać rzeczywistą przyczynę ich zgonu.
Bo nagła śmierć dwóch radców prawnych, zwłaszcza takich radców, sugeruje ingerencję osób trzecich.
Być może był to ktoś, kto stracił dorobek swojego życia.
Ale ktoś taki raczej działał by bardziej spontanicznie.
Jaskółki, i znajoma wróżka, mówią co innego.
Skiba i Wojciechowski poczuli, że jako skupiający zbyt dużo informacji, powinni być lepiej opłacani.
Znajomy wróbel jednak kręci głową i mówi, że zostali usunięci na wszelki wypadek.
Jako potencjalni świadkowie w nie dającej się przewidzieć przyszłości.
Tak działa mafia na całym świecie.

12.06 2015

c.d.n.

_____________________________________

* Ucieczka przed komornikiem, cz. II


UCIECZKA PRZED KOMORNIKIEM – Carbotech – Poland (cz. III)

$
0
0

Mimo tego udało mi się dotrzeć do świadka, znajdującego się wówczas w samym środku wydarzeń.
Jego zdaniem Zbigniew Skiba i Krzysztof Wojciechowski (obaj r. 1958) założyli dziesiątki firm, nie tylko na terenie Dolnego Śląska, których kapitał był tworzony analogicznie jak w opisywanej już Śląskiej Grupie Inwestycyjnej „ACTIV” sp. z o.o.
Poprzez wniesienie nic niewartego aportu, który jednak zgodnie z oświadczeniem zarządu był warty co najmniej milion zł.
Spółki te, uaktywniane w miarę potrzeb, służyły przede wszystkim zorganizowanej grupie przestępczej, medialnie nazywanej „mafią paliwową”.
Ale przedmiotem zainteresowania grupy były przede wszystkim pieniądze – stąd oferta grupy była dosyć bogata. Prócz paliwa można było w różnych działających na pozór w sposób niepowiązany spółkach nabyć wierzytelności, służące następnie zaspokajaniu pretensji wierzyciela. Ze względu na obroty i kapitały spółki te często zaciągały kredyty, potem nie spłacane.
Wrocław, miasto cudów finansowych, jakich świadkiem był miejscowy wydział KRS, wcale nie należało do wyjątków.
http://3obieg.pl/wroclaw-miasto-cudow-finansowych

1281959440wroclaw244

..

Ale to miasto w jakiś dziwny sposób w drugiej połowie lat 1990-tych skupiło zainteresowanie tzw. służb.
Prawdopodobnie, przy czym jest to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, wynikało to z mieszczącego się niedaleko w Legnicy przez ponad 40 lat sporego garnizonu Północnej Grupy Wojsk Armii Sowieckiej, a w latach 1984-1991 dowództwa tejże.
Niedaleko, w Jeleniej Górze, „przy okazji”, szkolono również oficerów wywiadu i kontrwywiadu dla potrzeb PRL.
Poza tym Wrocław jest jednym z największych miast w Polsce, w którym łatwo się ukryć.
Prócz spółek – efemeryd, za powoływanie których odpowiadali m.in. Skiba i Wojciechowski, tworzono również spółki mające przetrwać oficjalnie. Jedną z takich było wykreślone z rejestru dopiero w 2012 r. Centrum Finansowe Puławska sp. z o.o. w Warszawie.
Zostawmy jednak dywagacje ogólne. Zainteresowani tematem niech wrzucą sobie w google:
ogólnopolski serwis finansowy żagań.
Albo, jeszcze lepiej, poszukają zeznań złożonych przed Nadzwyczajną Komisją Sejmową ds. PKN ORLEN przez Danutę Gaszewską.
Trzeba jednak pamiętać, że ówczesnego przewodniczącego tejże Komisji, byłego posła Andrzeja Aumillera, łączyła i łączy dobra znajomość z Wiesławem S.

piekielna_osmiornica

Wróćmy do Wrocławia.
Biuro Brokera Finansowego CARBOTECH s.c. (Mirosław Ewiak, Józef Gąsior) z Gliwic, w tym mieście również posiadało swoją siedzibę.
Przy ul. Wita Stwosza 3.
To samo centrum, praktycznie Rynek.
Z kolei „mafia paliwowa” najczęściej odbywała spotkania w posowieckiej willi przy ul. Sołtysowickiej 71b.
Raptem 10 minut jazdy samochodem.
Czy Ewiak, albo Gąsior bywali tam na „odprawach”?

.

Poza dość mocną poszlaką, jaką było prowadzenie wszelkich spraw Ewiaka i Gąsiora, a potem Gąsiora i Kaziewicza przez Skibę i Wojciechowskiego aż do ich śmierci, o powiązaniu z „mafią paliwową” świadczy działalność gospodarcza BBF CARBOTECH – POLAND s.c.
Przede wszystkim oferowano weksle, w tym PKP. Dzisiaj wiemy, że pochodziły one z jednej z większych afer III RP (tzw. weksle Janika).
Zarzuty, które Prokuratura Okręgowa w Warszawie przedstawiła prezesowi PKP w latach 1996-1999, dotyczą przestępstwa spowodowania znacznych szkód w majątku PKP oraz nadużycia uprawnień i ukrywania dokumentów. Prokuratura podejrzewa, że na transakcjach byłego prezesa PKP straciło ponad 355 milionów złotych i ponad 4 i pół milionów dolarów. Według prokuratury związane to było z umowami zawieranymi przez byłą dyrekcję PKP z innymi podmiotami gospodarczymi. Grozi mu do 5 lat więzienia.
http://www.opoka.org.pl/pda/iar.php?id=2819&action=show

35lyt1k

Nie tylko to.
Okazuje się, że istniał kontakt pomiędzy CARBOTECH-em a Sławomirem Rawskim z Warszawy.
http://3obieg.pl/luki-czy-furtki-w-prawie

..

Otóż Krzysztof K. z Opola, który w imieniu Rawskiego oferował nieistniejące wierzytelności Skarbu Państwa wobec POFAMU do tego stopnia był zaprzyjaźniony z oboma wspólnikami, że nawet razem kupili sobie domki letniskowe w podkluczborskich lasach!

Wreszcie w ścisłym kręgu kontrahentów gliwickiego „brokera” znajdowały się firmy handlujące paliwami. Właściciel jednej z nich trafił na kilka lat do więzienia w związku ze swoją działalnością (Ecomex z Raciborza).

Czy zatem Biuro Brokera Finansowego CARBOTECH-POLAND s.c. było utworzone po to tylko, ażeby w możliwie jak najkrótszym czasie ściągnąć z rynku jak najwięcej pieniędzy?
I było niczym innym, jak nie tyle macką, ale pojedynczą ssawką oplatającej kraj ośmiornicy?

Jeśli nawet przyjąć, że część pieniędzy udało się schować przed wierzycielami (o czym mogą świadczyć wakacyjne i zimowe wojaże oficjalnie żyjącego w nędzy Józefa Gąsiora), to jednak trzeba pamiętać, że firma „pozyskała” co najmniej 15-20 mln zł, i to w drugiej połowie lat 1990-tych!
Tymczasem majątek, o jakim można mówić po latach z trudem sięgnie 3-4% tej kwoty i to bez uwzględnienia inflacji, która po 15 latach kazałaby tamtą pomnożyć przynajmniej dwukrotnie.
Gdzie, a raczej do kogo trafiły te pieniądze?
Przecież reprezentujący na zewnątrz odpowiedni blichtr CARBOTECH (dwa ople omega i van) tak naprawdę niewiele posiadał.
Nawet samochody okazały się być tylko wypożyczone.
Ewiak z Gąsiorem mogli żyć dostatnio, ale mowy nie było, żeby „zarobione” pieniądze można było odłożyć na przysłowiową „czarną godzinę”.

Moi informatorzy zgodnie twierdzą, że dlatego właśnie została wymyślona ostatnia operacja finansowa, która w efekcie doprowadziła do powstania tytułu egzekucyjnego przeciw Ewiakowi i Gąsiorowi.

Zresztą widoczne to jest już na pierwszym etapie – rzekomo dłużna z weksla kwotę 553.300,- zł nieistniejąca już katowicka Agencja Handlowa ALUMET SA poddaje się i nie wnosi zarzutów!

Wrocław 2000 014

Ot, przegranie kwoty stanowiącej równowartość ówczesnych 852 najniższych wynagrodzeń (dzisiaj byłaby to kwota 1.491.000,- zł!) to jak splunąć.
Nie warto się nawet pochylić w tą stronę.
Dlaczego jednak kwota zasądzona prawomocnie nigdy nie była dochodzona w drodze egzekucji komorniczej, jak twierdzą moi informatorzy?
Jedyna wierzytelność, jaka następnie stała się przedmiotem ingerencji komorniczej to wynikająca z umowy zawartej pomiędzy wrocławskimi radcami prawnymi a CARBOTECH-em.
Na dodatek jedna z zatrudnionych w tym czasie w CARBOTECH-u osób pamięta, że była częstym gościem w siedzibie ALUMET SA, a szefowie dobrze się znali.
Jak wytłumaczyć jednak to, że Wojciechowski i Skiba pozwali wspólników CARBOTECH-u o „swoje” pieniądze dopiero w czerwcu?
Pamiętajmy, że zgodnie z umową zawartą pomiędzy nimi pieniądze miały być wypłacone dopiero w połowie lutego; musiał również upłynąć pewien czas, aby istniejący wierzyciel nie zorientował się, jak łatwo został oszukany.
Ale podstawowe znaczenie miał fakt zawierania przez CARBOTECH umów z bankami, które miały doprowadzić do spłaty zobowiązań.
To dawało trochę czasu potrzebnego do fingowania historii „uczciwych” rozliczeń.
Już po złożeniu pozwu we wrocławskim sądzie Mirosław Ewiak wyjeżdża w ostatnią podróż.
I ginie.
Taka jest oficjalna wersja.
Ale po latach, zupełnie niespodziewanie, widzi go na ulicy jeden ze znajomych.
Z kolei o zaginięciu na Mauritiusie mówi tylko jeden świadek. Ciała nie odnaleziono.
W 2006 roku majątek, jaki do niego należał, został przejęty przez Grzegorza Kaziewicza, nic nieznaczącego referenta jeszcze 6 lat wcześniej.
Czy Ewiak zginął na Mauritiusie, równo 15 lat temu?
Po przeszło roku od oficjalnej daty jego zgonu odeszli także obaj radcowie prawni.
To jednak nie jedyni.
Ostatnio zginęli Stefan Żelazek i Bogusław Żurowski.
Ten pierwszy zapowiadał, że ujawni powiązania wysokiej rangi oficerów z aferą.
I dile z Colloseum.
c.d.n.

16/17 06.2015

„Zielona Wyspa” na Morzu Egejskim

$
0
0

1436777218317

Państwa strefy euro porozumiały się w poniedziałek, po całonocnych negocjacjach, w sprawie rozpoczęcia negocjacji o nowym programie pomocy dla Grecji. W zamian kraj ten będzie musiał wprowadzić trudne reformy i przekazać majątek do specjalnego funduszu.
Niektóre z reform dotyczących VAT czy emerytur grecki parlament ma uchwalić już do środy. Łączna wartość nowego programu pomocy dla Grecji ma wynieść od 82 do 86 mld euro.
“Dziś mieliśmy tylko jeden cel: osiągnąć porozumienie. Po 17 godzinach negocjacji ostatecznie je osiągnęliśmy” – powiedział na konferencji prasowej przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Dodał, że decyzja ta “oznacza kontynuację wsparcia dla Grecji”. Zastrzegł, że aby pomoc mogła popłynąć, potrzeba spełnienia odpowiednich warunków.
(Onet.pl)

Greek_flag

Na razie trudno znaleźć oficjalne potwierdzenie, ale plan „ratunkowy” zakłada podwyższenie VAT do 23% oraz wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat.
Proces ten ma przebiegać stopniowo do 2022 roku.
Rząd przewidział również deregulację niektórych zawodów, m.in. inżynierów i notariuszy. Władze w Atenach zaproponowały także zmniejszenie wydatków wojskowych o 300 milionów euro do końca 2016 roku i ustalenie sztywnego harmonogramu prywatyzacji.
Rząd zgodził się sprzedać pozostające udziały państwa w greckiej spółce telekomunikacyjnej OTE, której głównym akcjonariuszem jest Deutsche Telekom. Zapowiedziano też przetargi w sprawie prywatyzacji portów w Pireusie i Salonikach do października tego roku. Grecy mają też wdrożyć przepisy usprawniające ściągalność podatków poprzez reorganizację systemu pobierania danin publicznych.
Również VAT, jakim jest obciążona energia elektryczna, będzie podniesiony do 13%.
W Polsce wynosi 23%.
Przypominam, to ma być „zaciskanie” pasa w państwie, którym straszą nas rządzący (jeszcze) nieudacznicy z PO i PSL za pośrednictwem polskojęzycznych mediów.
Tymczasem to, co ma być w Grecji, stanowi naszą rzeczywistość, na dodatek tam będzie to wersja light.
Przecież nie tak dawno jeszcze Jacek Rostowski zapewniał nas, że dzięki takiemu wzrostowi podatków oraz podniesieniu wieku emerytalnego Polskę ominął kryzys.
Pośród innych krajów UE byliśmy rzekomo „zieloną wyspą”, wolną od niebezpieczeństw finansowych.
Tymczasem okazuje się, że to, co rzekomo uchroniło nas przed kryzysem tak naprawdę stanowi plan naprawczy dla państwa znajdującego się na samym dnie Unii.
I to w wersji złagodzonej!
Gdzie więc, tak naprawdę, znaleźliśmy się podczas rządów PO-PSL?
Grecy przynajmniej mają zarobki kilka razy wyższe, niż nasze.
Myśmy tymczasem przez całe pokolenie żyli w warunkach, jakich w Grecji nikt sobie nawet nie wyobraża. Nawet zapowiedź wprowadzenia łagodniejszych powoduje wybuchy buntów społecznych, gdyż powszechnie uznawane są za nadmierne zaciskanie pasa.

.

Ostanie lata ukazały, że odebrano nam już w zasadzie wszystko.
Pozbawiono prawa do sądu, w zamian oferując aparat opresji coraz mniej dbający o zachowanie pozorów.
.
Teraz już atakowane są rodziny, czego sztandarowym przykładem jest rodzina z Niska, której dzieci odebrano ze względu na muszki owocowe oraz posiadanie akwarium i żółwia.

kbtnk9dz-1367209643

To również dziesiątki tysięcy małych i drobnych przedsiębiorców (często jednoosobowych) zaatakowanych przez ZUS zaraz po przejęciu władzy przez ekipę Tuska za rzekomo istniejące zaległości.

Czyżby powtórka z Hilarego Minca? Druga „bitwa o handel”, tym razem prowadzona pod pozorem ściągania zaległych składek na ubezpieczenia społeczne, a nie „domiaru”, jak to za Bieruta było. Ale tak samo mająca na celu maksymalne wydrenowanie i ograniczenie rodzimej przedsiębiorczości.

.

Tak naprawdę ani jedna afera nie została wyjaśniona. Postępowanie kończy się na etapie osądzenia nieco większej płotki, a karasie, szczupaki i jeszcze grubsze ryby tarzają się po dywanie ze śmiechu.

Tylko urzędnicy niewysokiego szczebla widzą, co się dzieje.
Ot, choćby w ZUS-ie, gdzie pozwolono najpierw przez kilka lat na rozrost potężnych firm oferujących alternatywne ubezpieczenie, a kiedy już z rynku ściągnęły idące często w dziesiątki milionów pieniądze, uderzono… w ich ofiary!
Teraz niech zapłacą drugi raz. I to z odsetkami, chociaż nierzadko ten sam urzędnik, który zapewniał o legalności poprzedniego działania, obecnie za to samo karze.
W ogóle nie toczy się postępowanie w kierunku ewidentnego oszustwa, na wielką skalę, niemożliwego do realizacji bez „opiekunów”, i to w samej centrali. Bo dojście do tego, gdzie faktycznie podziały się te pieniądze, jest najwyraźniej dla prominentów niewygodne.

A raport o stanie ZUS pani Kopacz (z domu Lis) po prostu utajniła.

Gdyby sprawa dotyczyła tylko ZUS…

Tymczasem obserwujemy w coraz większej liczbie ośrodków jawne już zblatowanie przedstawicieli władzy z lokalnymi mafiosami.
Niestety, są to już nawet powiązania sięgające sędziów i prokuratorów.
Zgoda, niektórych.
Ale „solidarność korporacyjna” każe ich kolegom z sądów wyższej instancji przyklepywać to, co na zachód od Odry stałoby się przedmiotem dochodzenia Policji.
Nawet wtedy, gdy sami nie należą do tej samej camorry.

Państwo bez sądów nie jest państwem.

Tymczasem merdia i PO-litycy straszą nas, że zostaniemy drugą Grecją.

Kiedy jednak zaczynamy porównanie widać, że to nie nas należy straszyć Grecją, ale odwrotnie.
Grecja ma szansę znaleźć się pod względem fiskalnym w tym samym miejscu, co Polska.
Przy czym zarobki tamtejsze są na poziomie pozostającym w sferze marzeń 80% żyjących w Polsce.
Jeszcze.

Lada moment domek z kart kredytowych, jaki przez osiem lat stawiała Platforma, rozwali się zupełnie.
Wtedy okaże się, że aby zachować to, co jeszcze mamy, czyli pensje na poziomie trzeciego świata, najniższą na świecie kwotę wolną od podatku i najgorszą służbę zdrowia, musimy wyrzec się lasów państwowych.
I może Szczecina razem z Wolinem, bo i tak udało się przecież „wygasić” żeglugę na Odrze, a Berlinowi taki port się przyda.
A jak ktoś, na upartego, będzie chciał pojechać nad Bałtyk do Swinemünde to przecież pojedzie. Wszak jesteśmy w Schengen.

.

Czy tak właśnie wygląda scenariusz realizowany konsekwentnie od czasów „okrągłego stołu”?
Jedynie z dwuletnią przerwą na „IV RP”?

13.07 2015

Kto zabił mojego tatę?

$
0
0

Biznesmen z Gliwic w tajemniczy sposób zaginął podczas wakacji na Mauritiusie. Razem z nim zniknął neseser z 10 milionami dolarów. Tak pisał w wydaniu sobotnio-niedzielnym z 8-9 lipca 2000 roku red. Tomasz Szymborski.
Wg tajemniczego informatora zaginiony biznesmen miał utworzyć sieć powiązanych ze sobą spółek, oplatających południowo-zachodnią Polskę. Irek, czyli Mirosław Ewiak, wywiózł ze sobą środki należące do nich.
Partnerzy w interesach czują się wystawieni do wiatru – dodał.
Anonimowy oficer policji z kolei twierdził, że 10 milionów dolarów to suma, z jaką można urządzić sobie nowe życie.

Zrzut ekranu 2015-09-21 23.28.49

.
I to jak!
10 milionów dolarów w 2000 roku stanowiło równowartość 44.000.000,- zł! Po kursie NBP z 12 czerwca 2000 r.
To aż 67.693 ówczesnych najniższych wynagrodzeń..
Dzisiaj, przeliczając wg tego klucza, byłaby to kwota 118.461.540,- zł.
Jednak istnieje pewien problem.
Techniczny.
Otóż dolarów o nominale wyższym, niż 100 (sto!) po prostu… nie ma.
Popatrzcie zresztą sami, jaka kupa pieniędzy to jeden milion „zielonych”.

.

million_04

;
Tymczasem Mirosław Ewiak wg dziennikarza i jego informatorów miał zmieścić w neseserze 10 razy więcej.
I wsiąść z tym wszystkim na pokład samolotu, przejść co najmniej trzy kontrole celne…
Jak? Przecież nawet spory plecak byłby o wiele za mały!

Dopiero w 2012 roku sąd uznał Mirosława Ewiaka za zmarłego.
16 czerwca 2000 roku. Trzy tygodnie przed opublikowaniem artykułu red. Szymborskiego.
Tekst nieznacznie wyprzedza prawdziwy wysyp orzeczeń sądowych.
Lecz, o dziwo, żadne z nich nie zakończyło się skuteczną egzekucją.

Cofnijmy się nieco w czasie.
Jest jesień 1999 roku. 20 października między Biurem Brokera Finansowego CARBOTECH POLAND s.c. a znanymi już z moich wcześniejszych publikacji wrocławskimi prawnikami Skibą i Wojciechowskim dochodzi do zawarcia umowy, prawdopodobnie jedynej takiej w Polsce.
Otóż w zamian za uzyskanie wyroku na praktycznie martwą katowicką spółkę prawnicy mają otrzymać honorarium w wysokości 50% dochodzonej kwoty, nie więcej jednak, niż 250.000,- zł.
Przy czym te 50% miało być płatne niezależnie od wyniku późniejszej windykacji!

.

Wrocław 2000 013

,

Tydzień później, 28 października, do Sądu Rejonowego Wrocław – Fabryczna trafia pozew. 20 listopada Sąd wydaje nakaz, od którego nikt rzecz Jana nie wnosi sprzeciwu tak, że już 8 grudnia nakaz opatrzony jest klauzulą wykonalności.
Kolejna rzecz, która zastanawia.
Otóż nakaz zawiera pouczenie, że zapłata powinna być uiszczona w terminie tygodnia od otrzymania nakazu, bądź też w tym terminie winny być wniesione zarzuty.
Zanim nakaz opuścił wydział sądu minąć musiało kilka dni. Potem doręczenie, poczta również się nie spieszyła. Wreszcie tydzień zalegania przesyłki na poczcie, bo przecież nie ma i nie było przymusu odbierania przesyłki natychmiast.
Tymczasem od wydania nakazu do wydania klauzuli minęło raptem 18 dni.
Zastanawiająca prędkość procesowania sądu, i wręcz ekspresowe działanie poczty.
Jeśli jednak nakaz został odebrany osobiście przez prezesa ALUMETU, wtedy terminy zaczynają się zgadzać.
Rzekomy dłużnik Gąsiora i Ewiaka, katowicka ALUMET SA była w momencie wydawania nakazu zapłaty dawno już niewypłacalna.
Dzisiaj wegetuje pod zmienioną nazwą gdzieś na obrzeżach KRS, pozbawiona zarządu, majątku i siedziby.
Niemniej jej akta są dostępne w sądzie.
Okazuje się, że ALUMET zaprzestał regulowania swoich zobowiązań już w 1998 roku.
26 marca 1999 roku został wydany nakaz zapłaty na rzecz Huty Bankowa p. z o.o. w Dąbrowie Górniczej.
8 października tego samego roku Sąd Rejonowy w Rybniku zasądził od ALUMETU kwotę 429.556,15 zł (sgn akt VI Ng 1822/99/4).
Tymczasem 12 dni później Ewiak i Gąsior zawierają umowę ze Skibą i Wojciechowskim, w której za katowickiego trupa oferują wynagrodzenia jak gdyby to był Bank Anglii, i to w czasach premiera Chamberlaina (jeszcze przed II wojną światową).
Gąsior i Ewiak postradali zmysły?
A może w tym szaleństwie była metoda?
I tak naprawdę wcale nie chodziło o ALUMET, wobec którego nawet nie próbowano windykacji na podstawie „drogocennego” nakazu, ale o wygenerowanie wierzytelności wobec wspólników CARBOTECH – POLAND tak, aby za pomocą egzekucji fikcyjnego długu pozbawić zaspokojenia faktycznych wierzycieli.
Dotarłem do jednego z byłych pracowników CARBOTECH-POLAND s.c.
Okazuje się, że Ewiak znał prezesa ALUMETU, i był częstym gościem w tej firmie.
Puzzle zaczynają się powoli układać.

.

c.d.n.

.

22.09 2015

Kto zabił mojego tatę? (2)

$
0
0

Zdjęcie piranii, jakie wyróżnia poprzedni tekst, nie jest przypadkowe. W gabinecie prezesa, którego pośmiertnie starano się uczynić capo di tutti capi, akwarium zajmowało prawie całą ścianę.

74345963

.

Mirosław Ewiak osobiście karmił pływające w nim piranie. Czasem, z uśmiechem na twarzy, opowiadał, jak to zdarzało mu się zapomnieć nakarmić je na weekend. A w poniedziałek jednej, czasem dwóch, zwyczajnie brakowało.
Obraz niczym z kiepskiego filmu o gangsterach, prawda?
Jednak osoby, które gościły w pomieszczeniach BROKERA FINANSOWEGO CARBOTECH-POLAND klną się, że rzeczywisty.
Ewiak karmiący piranie, które, gdy głodne, pożerają się wzajemnie.
Do 16 czerwca 2000 roku jest normalnie.
CARBOTECH zaciąga kredyty, którymi spłaca należności powiązanych firm. Gdy sam ma problemy, to one gaszą je kredytami.
Cisza przed nadciągającą burzą?
Czy też piramida finansowa lada chwila musi się zawalić?
Jeszcze 9 czerwca, tuż przed wyjazdem, obaj wspólnicy, Mirosław Ewiak i Józef Gąsior, zawierają umowę restrukturyzacyjną z PROSPER-BANKIEM.
Chodzi o ponad 500.000,- zł, które otrzymali z tytułu tzw. dyskonta weksli, które okazały się fałszywe.
Mieli je niezwłocznie spłacić (w sierpniu).
Zagrożone były również kredyty, zaciągnięte przez obu wspólników.
W każdej chwili mogła ruszyć lawina roszczeń, związanych z fałszywymi wekslami pewnego banku (jeden z nich posłużył jako kapitał zakładowy spółki, wchłoniętej potem przez SILESIA sp. z o.o. w Gliwicach), a także tych pochodzących z afery wekslowej PKP.
Chmury zbierały się również nad wierzytelnościami wobec Skarbu Państwa, jakie firma oferowała dzięki Krzysztofowi K. z Opola, przyjacielowi i współpracownikowi Sławomira R., od wielu lat mieszkającego i działającego w Warszawie.
Tymczasem „Irek” (taką ksywę nosił Ewiak) jak gdyby nigdy nic wyjeżdża na Mauritius z kochanką, młodszą od żony o około 10-15 lat.
Takie odprężenie po ciężkiej pracy polskiego biznesmena?
Wg wspólników oraz organów ścigania ma ze sobą 10 milionów dolarów.
My wiemy, że to niemożliwe, bo neseser musiałby być wielkości skrzyni ładunkowej „Żuka”.
Jednak ta wersja zdarzeń obowiązywała, jak się wydaje, w gliwickiej prokuraturze aż do października 2012 roku, kiedy to Ewiak został uznany za zmarłego 16 czerwca 2000 r..
I znowu, kolejna już, wyraźna przesłanka, pominięta przez prokuraturę.
Ani wdowa, ani dzieci Mirosława nie przypominają sobie, by ktokolwiek z rzekomo oszukanych wspólników Mirosława Ewiaka pytał o niego (nawet telefonicznie) po 16 czerwca 2000 r.

Ginie 10 mln dolarów, i nikogo to nie obchodzi?

Jedyna reakcja na wiadomość o zaginięciu „Irka” wraz z dorobkiem 10 lat pracy obu wspólników to życzliwa rada Józefa Gąsiora, by żona Mirosława Ewiaka zabezpieczyła mieszkanie, zagrożone egzekucją!

Czy tak zachowuje się oszukany wspólnik?

Rozmowa miała miejsce na początku lipca 2000 r., dwa tygodnie po „zaginięciu” Mirosława.

26 lipca 2000 roku Józef Gąsior sprzedaje należące do niego udziały w gliwickiej firmie SILESIA sp. z o.o. żonie niewiele znaczącego wówczas swojego pracownika – Annie Kaziewicz.
Po 13 latach otwarcie stwierdza:
W momencie składania oświadczeń na umowie, wola stron nakierowana była na upozorowanie sprzedaży udziałów w celu uniemożliwienia wykonania czynności egzekucyjnych. Zarówno pozwana, jak i ja, działaliśmy w celu wprowadzenia w błąd i przedstawienia umowy zawierającej skwitowanie zapłaty i datę pewną potwierdzoną przez urząd skarbowy. Wszystkie te działania miały na celu upozorowanie przed innymi osobami sprzedaży udziałów w celu niedopuszczenia do ich wyegzekwowania należności na rzecz moich wierzycieli. W wyniku nieformalnego, tajnego porozumienia pozwana mała przepisać zwrotnie na mnie udziały objęte umową pozorną. Pozwana jednak chce mnie oszukać i zatrzymać udziały.
(pozew z 7 stycznia 2013 r.)

29 lipca tego samego roku Anna Kaziewicz obejmuje kolejnych 1769 udziałów o wartości 176.900,- zł, którą to kwotę wpłaca do kasy spółki gotówką dnia 8 sierpnia 2000 roku, jak twierdza ówczesny zarząd.
Dzięki powyższym operacjom finansowym (na papierze, bo wszystkie wymienione wyżej kwoty były przekazywane z ręki do ręki) Józef Gąsior przestał być wspólnikiem SILESII, a udział Mirosława Ewiaka (wtedy jeszcze uznanego za zaginionego) znacząco zmalał.
Wszystkie te działania miały na celu niedopuszczenie do wyegzekwowania należności wierzycieli Gąsiora i ograniczenie zaspokojenia wierzycieli Ewiaka.
Jednocześnie wydany zostaje nakaz zapłaty na rzecz dwóch wrocławskich prawników na kwotę 174.200,- zł.
Zaraz po jego wydaniu (7 lipca) reprezentowani wyłącznie przez Józefa Gąsiora pozwani wspólnicy CARBOTECH-POLAND zawierają umowę ze Skibą i Wojciechowskim (12 lipca). W punkcie 2 umowy podkreślone jest, że wydany 5 dni wcześniej nakaz zapłaty jest dla CARBOTECH-u bezsporny!
28 lipca 2000 roku Skiba i Wojciechowski składają we wrocławskim sądzie pismo, w którym powołują się na powyższe, nadto żądając opatrzenia nakazu zapłaty klauzulą wykonalności. Kolejnym pismem, z 8 sierpnia żądają opatrzenia nakazu klauzulą zabezpieczenia do czasu uzyskania klauzuli wykonalności.
Wreszcie o nadanie klauzuli, tym razem na siebie, występuje Grzegorz Kaziewicz – 27 grudnia 2000 r.
Wg oświadczenia miał kupić wierzytelność stwierdzoną nakazem zapłaty.
Z różnych przyczyn, nie tylko natury biurokratycznej, Kaziewicz obejmuje udziały Ewiaka w 2006 roku.
W tym czasie obaj radcowie prawni od dawna już nie żyją. Jeden ginie w wypadku samochodowym, drugi umiera na zawał. W chwili śmierci są jeszcze przed czterdziestką.
Andrzej Czyżewski, główny świadek w tzw. aferze „ORLEN-u”, twierdzi, że obaj stanowili ważne ogniwo tzw. mafii paliwowej. Ich ewentualne zeznania mogły być wielce przydatne w walce z “ośmiornicą”, której macki, wedle tego samego świadka, sięgały nawet Sądu Najwyższego.
Brak jest jakiegokolwiek dowodu, że Kaziewicz zapłacił za wierzytelność im, bądź ich spadkobiercom.
Z danych ujawnionych w aktach rejestrowych wynika, że rok 2000 był wyjątkowo dobry dla małżeństwa Kaziewiczów.
Gorszy, i to zdecydowanie, dla wierzycieli Gąsiora i Ewiaka, którzy do dzisiaj prowadzą bezskuteczną egzekucję.
Przejmowanie majątku zagrożonego komorniczą licytacją za pomocą innego wyroku sądowego i innego komornika, nazywana jest często „wrocławskim przewałem”, albo też „metodą Skiby i Wojciechowskiego”.
Teoretycznie działa w każdych warunkach.
By udowodnić przewał należy sprawdzić causę przysporzenia, jak mawiają prawnicy nieco starszej daty, bo dla tych, wykształconych w III RP, słowa te są niezrozumiałe.
Po ludzku mówiąc trzeba sprawdzić, dlaczego został wystawiony weksel.
Co kryje się za abstrakcyjnym na gruncie prawa cywilnego zobowiązaniem.

c.d.n.

23/24.09 2015

Gang Gąsiora znowu w akcji

$
0
0

Łabędy, dzielnica Gliwic. Ongiś słynąca z tego, że produkowane tam czołgi zasilały nawet armię Saddama Husajna. Dzisiaj po wielkim kombinacie (w czasie wojny zakłady należały do koncernu Hermann Goering Werke) ostały się tylko zabudowania.
Lecz jest coś, co Łabędy wyróżnia na mapie Polski.
To ulica Główna nr 8.
Ponownie siedziba słynnej firmy-widma, towarzystwa finansowego FUNT sp. z o.o. (KRS: 0000224183).

Na jej czele stanęła niejaka Sylwia Witalińska – Gąsior (l. 63) do pomocy mająca podającego się przez kilka lat za prezesa męża, Józefa (l. 62), zwanego „Egonem” ze względu na podobieństwo do filmowego Olsena. Z kolei wspólnicy to matka rodu, Maria Gąsior (l. 90 – rocznik 1925) oraz, nadzieja ojca, do tej pory dostarczający sygnał internetowy do kilkudziesięciu mieszkań syn – Tomasz (l. 36).
Oto prawdziwa firma wielopokoleniowa.
Rodzinna spółka, niczym mały sklepik gdzieś na południu Sycylii.
Ale…
Małgorzata D. mieszkająca nieopodal Gliwic kilka lat temu została okradziona z dorobku. Na podstawie opatrzonego podrobionym podpisem weksla TF FUNT p. z o.o. ściągnęła z niej prawie 15.000,- zł. Co z tego, że później Gośka uzyskała wyrok, nakazujący zwrot bezprawnie zagarniętej kwoty, skoro TF FUNT sp. z o.o. mimo deklarowanego kapitału w wysokości 100.000,- zł nie posiada majątku.
Nie posiada również konta bankowego.
Nikogo też nie zatrudnia.
Egzekucja nie przynosi więc rezultatu.
Po latach widać też wyraźnie, że nagła bezdomność spółki była powodowana obawą przed kontrolą skarbową.
FUNT ujawnił się pod tym samym adresem dopiero wtedy, kiedy podatki uległy przedawnieniu, i ustała obawa przed kontrolą skarbową.
Tymczasem wg składanych raportów finansowych w KRS majątek spółki był pokaźny – ok. 500.000,- zł.
Do kogo trafiły te pieniądze?

..

gangolsena

To jednak nie jedyny „walor” spółki.
Pani prezes, Sylwia Gąsior z domu Witalińska oraz jej ślubny, Józef „Egon” Gąsior, są ścigani przez komornika.
Kwota może wielu zawrócić w głowie – ponad 3.220.000,- zł!
(egzekucję tym razem prowadzi komornik Ewa Zamiela z Gdyni, Km 410/15)
To tłumaczy, dlaczego mimo podeszłego wieku małżonkowie Gąsior oficjalnie nic nie posiadają.
Zadłużona firma, zarząd z długami o wysokości przewyższającej cały zarobek przeciętnego Polaka przez całą jego aktywność zawodową.
Tak wygląda po latach biznes Gąsiora.
Tego samego, który jeszcze 15 lat temu wzbudzał jeśli nie strach, to przynajmniej respekt kontrahentów, obawiających się wożenia w bagażniku samochodu osobowego po okolicznych wertepach.
Jak to powiedział Leszek Miller?

Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy.

Józef „Egon” Gąsior kończy jako błazen .

….

Jak długo jeszcze tę błazenadę będzie tolerować prokuratura?

28.09 2015

Viewing all 66 articles
Browse latest View live